W tym roku bodajże na początku marca pojawiła się informacja o irysach Rosjanki Olgi Riabykh.
Gdy przejrzałem jej internetowy katalog zachowywałem się dosłownie jak dziecko, które powtarza bez końca „mamo kup mi to, mamo kup, no mamo proszę cię”. Znacie te uczucie, które gdzieś w żołądku ściska, a endorfiny szaleją wywołując w naszym organizmie poczucie szczęścia. Taki właśnie byłem gdy za pośrednictwem Igora udało się zamówić kilkanaście odmian Olgi. A później długie, bardzo długie oczekiwanie…
Olga irysy wysłała do Igora w pierwszej dekadzie sierpnia. I słuch po nich zaginął!
A trasę jaką pokonały to można by godzinami opowiadać.
Z Nalczyk, bo tam mieszka nasza bohaterka, która osobiście paczkę z irysami przyniosła na małą stację kolejową by pożegnać je i życzyć im szczęśliwej podróży do Moskwy, który był ich pierwszym etapem „wielkiej ucieczki”. Trasa biegła na północ przez cudownie malownicze i niewyobrażalnie olbrzymie tereny zaczynającej się na wschód Syberii. Gdzieś tam w wagonie z dużym oknem przez otwory w papierowej paczce nasze irysy przez ponad tydzień podziwiały te krajobrazy. Gdy dotarły do Moskwy miały już za sobą około1700km. W Moskwie spędziły ponad dwa tygodnie u kolegi Igora (czemu tak długo – tego nikt do dziś nie wie?). W końcu ruszyły w trasę z Moskwy do Kijowa liczącą ponad 1200km. Pociąg leniwie bo i czas w Rosji trochę wolniej biegnie (a raczej spaceruje) pokonuje stacje za stacją, na których codzienność spotyka niecodzienność. Jakiś młodzieniec wsiada do wagonu, ze złami w oczach żegna go śliczna Rudowłosa z noskiem przyozdobionym w maleńkie piegi, pociąg znienacka rusza, a ona posyła mu całusa, krzycząc:
– Я люблю тебя, и я буду ждать тебя…
Łzy spływają jej po policzkach a młodzieniec i do niej woła:
– Надя!!! Я тоже тебя люблю, буду скучать по тебе!
Oj romantyczny to kraj! Romantyczny…
Pociąg ruszył i jechał, jechał wkraczając wreszcie na Ukrainę.
Hej sokoły!! Gdzieś w oddali słychać. Śpiewy i tańce na każdej małej stacyjce spotkać można było, więc podróż naszym irysom szybko przeminęła.
Niestety na stacji w Kijowie czekała na nich przykra niespodzianka. Zostały aresztowane za nielegalne przekroczenie granicy Rosyjsko-Ukraińskiej. Rzucone w ciemny kąt, gdzieś na obskurnym kolejowym posterunku Milicji. Czasami słychać było wrzaski pijanych obywateli, przekleństwa rzucane pod adresem Stróżów Prawa. Po paczce przebiegł spłoszony szczur, ale po chwili powrócił bo wetknąć swój śmierdzący nos w otwory paczki. Nagle ktoś ryknął:
– Paszoł won!!
A paczka uniosła się i z powrotem wróciła na dworzec kolejowy. Tym razem nie do wagonu pocztowego lecz do samej kabiny motorniczego (znajomego Igora). Trasa z Kijowa do Tarnopola, która liczyła 450km minęła dość szybko i po dwóch dniach na dworcu w Tarnopolu naszych "uciekinierów" przywitał ze łzami w oczach, przystojny czarnowłosy chłopak imieniem Igor. Przyniósł je do domu, gdzie wreszcie mógł je rozpakować i sprawdzić ich stan, tego samego dnia wieczorem na Skype przez kamerę internetową mogłem je wreszcie zobaczyć. Było to 05.10.2013roku, wtedy podjąłem decyzję o ich przesłaniu do mnie. Igor przepakował moje odmiany do mniejszej paczki i następnego dnia znów były w podróży. Tym razem schowane za siedzeniem samochodu dostawczego pędziły autostradą do granicy z Polską. Tam sprytnie ominęły celników i znów w drogę do Warszawy jakieś 600km. W Warszawie zostały przyniesione na pocztę i wysłane do Staniszcz Wielkich. To już ich ostatni etap, zaledwie 350km i po dwóch dniach „uciekinierzy” z Nalczyk, pokonując ponad 4300km, przeżywając swoją podróż życia dodarły do mojego Jazlandu.
Ot i cała przygoda! I jak tu nie kochać irysów!