RÓŻE – królowe mojego ogrodu i moje ukochane jednocześnie.
Niestety wiosna i lato 2017 nie były dla nich łaskawe nawet, w zazwyczaj, suchym Poznaniu. Zacznę od poprzedniej zimy, która dla tych roślin była rewelacyjna, czyli żadna jak na polskie warunki. W Poznaniu było max -15 st. , więc żadna nie przemarzła a roboty z kopczykowaniem i okrywaniem dzięki temu tez nie miałem.
Cieszyłem się tą zima, tym bardziej, że na jesień wsadziłem kolejne kilkanaście odmian a kolejne kilkanaście wczesną wiosną. Jak to u mnie bywa, zazwyczaj poszerzam kolekcje o kolejne grupy. Tym razem trafiło na róże angielskie i mieszance piżmowe oraz oczywiście wszelkiej maści pnące lub parkowe.
Zimę przetrzymały bezproblemowo. W marcu miały piękne zielone pędy, które już szykowały się do wypuszczania nowych pędów. Te posadzone w marcu i na początku kwietnia tez wyglądały baaardzo zadowalająco, tym bardziej, że kupuje je w sprawdzonych szkółkach.
Niestety, im bliżej było maja, tym gorzej zaczęła wyglądać sytuacja. Wszystkie stare róże (posadzone w poprzednich latach) powoli szły do przodu a te jesienno-wiosenne zaczęły marnieć. Przede wszystkim zaczęły im zamierać te piękne zielone pędy do tego stopnia, ze niektórym został tylko jeden. Potem już lepiej nie było. Nadal było zimno i bardzo mokro, więc prawie wszystkie stały w miejscu i nie wiedziałem czy żyją, czy umierają.
Szczęściem w nieszczęściu jest to, ze mając ok 170 odmian, moglem się cieszyć widokiem całej reszty, która pomimo niesprzyjającej pogody zadecydowała, ze jednak zakwitnie
Tutaj tez nie obyło się bez niespodzianek ale te będę opisywał oddzielnie.
W tym roku musiałem całą moją kolekcje podzielić na grupy, żeby było łatwiej o nich pisać, porównywać, wyciągać wnioski. Jest trochę bajzel w tej materii. Są odmiany, które mogą być zaliczane do kilku grup jednocześnie a ja dla porządku, musiałem je przyporządkować do jednej. Wybierałem najbardziej charakterystyczną cechę po, oczywiście, przejrzeniu wszystkich dostępnych informacji od bardziej ode mnie doświadczonych różomaniaków (nie lubię określenia rosomanes).
Zanim zacznę pisać o konkretnych grupach i odmianach, zacznę od punktu, który absolutnie w tym roku połączył je wszystkie – CZARNA PLAMISTOŚĆ (będę używał skrótu CP). Osoby, które już mnie trochę znają, wiedzą że ze względu na brak czasu (pracuje zawodowo) i wygodnictwo
nie latam po działce i nie pryskam róż tak często jak powinno być to robione. Oprysków na czarną plamistość nie wykonuje w ogóle, bo po moich wcześniejszych doświadczeniach nie zauważyłem, żeby dawało to jakieś spektakularne efekty. Jedyny oprysk (a właściwie dwa) które wykonuje, to na początku sezonu, kiedy pojawiają się mszyce, preparatem SUBSTRAL Róża 2w1.
Drugi oprysk wykonuje pod koniec czerwca, na początku lipca. Jest to środek systemiczny, czyli dostaje się do soków rośliny i krąży w niej jakiś czas. Na mszyce jest idealny, stosuje go od 3 lat i nigdy nie miałem z nimi większego problemu. Co do pozostałych chorób (mączniak, plamistość) trudno stwierdzić skuteczność, tym bardziej w bardzo mokre lata.
W tym roku czarna plamistość zdominowała wszystko w moich uprawach, poza jedną grupą róż o której później.
Nawożenie – ze względów ekonomicznych i wygody, na początku sezonu (koniec marca-kwiecień) podsypuje je azofoską (jest najtańszym nawozem) a potem około czerwca dostają granulowany obornik bydlęcy – to już mniej ekonomiczne ale warte wydanych pieniędzy. Nie wiem czy są przez to zdrowsze ale na pewno lepiej kwitną po organicznym nawozie. W ciągu lata zdarza mi się jeszcze używać płynnego nawozu do roślin kwitnących, którym podlewam te słabiej rosnące jak i spryskuje nim całą roślinę (nawożenie dolistne). Na jesień, ok. połowy września, wszystkie dostają także mineralny nawóz jesienny. Robię to dla zasady, bo nie zauważyłem jak dotąd, żadnej różnicy w zimowaniu, czy starcie na wiosnę.
A teraz się zastanawiam czy zacząć od grupy, która w tym roku wypadła najlepiej, czy od tej co najgorzej… wiem, ponieważ absolutnie nic się w tym temacie nie zmieniło i nie będę w tym roku bardziej oryginalny w osądach niż w poprzednich, zacznę od tych, które wypadły najgorzej
Aha, jak zwykle, nie będę pisał o parametrach (wysokość, szerokość itp.) , bo to możecie sobie sprawdzić w necie a w rzeczywistości i tak często nie pokrywa się to z tym co piszą szkółkarze.
- MIESZAŃCE PIŻMOWE – na prawie wszystkich różanych stronach przeczytamy, że to jedna z najbardziej zdrowych grup róż, do tego mrozoodporna i bardzo obficie kwitnąca. No cóż, ja jak na razie mam na ten temat inne zdanie. Nie zmienia to faktu, ze bardzo lubię te duże grona pojedynczych kwiatów.
*
Ballerina – w tym roku jedyna zdrowa (bez CP)piżmówka u mnie. Pomimo tego kwitła słabo, raz na początku sezonu i drugi raz na początku września i kwitnie do teraz.
*
Buff Beauty – zakwitł raz na początku sezonu. Do teraz (15-10-17) ma jeden bezlistny, cienki pęd.
*
Bukavu – pierwsze kwitniecie piękne, potem stracił liście (CP) a drugie kwitnienie było już bardzo słabe. Teraz w zupełnie bezlistnym stanie.
*
Mozart – dokładnie to samo co Bukavu.
*
Plaisanterie – bardzo długo się rozkręcała. Pod koniec czerwca słabo zakwitła, po czym straciła wszystkie liście (CP). Dobrze się jednak zregenerowała i wypuściła później kilka nowych pędów. Niestety już drugi raz nie zakwitła. Ze względu na kolorystykę kwiatów, na razie jest moją ulubioną piżmówką- w jednym gronie są koralowe pąki oraz żółte, łososiowe i różowe kwiaty.
*
Souvenir de Louis Lens – wypuściła na wiosnę jeden długi, cienki pęd, który nie zakwitł. Potem straciła wszystkie liście (CP) i stała w miejscu do początku września kiedy to zaczęła wypuszczać kilka nowych pędów. Niestety w ogóle nie zakwitła.