Chyba żyję
Tak ledwo ledwo... ale kręgosłup mi mówi, że żyję
Jaguś
Na zdjęciu jest tylko przymiarka, by sprawdzić czy wystarczy kostki i jak poprowadzić obwódkę, by wystarczyło. Niestety, tu też porażka
Niby zaplanowałam tak, że 3 kostki mi zostały, tak na wszelki wypadek. Jednak przy układaniu wyszło chyba ciaśniej i żeby mnie ostatecznie pogrążyć zabrakło 5 kostek
Nie mam pojęcia czy ktokolwiek mi sprzeda 5 kostek
M. twierdzi, że je zdobędzie. Przecież nie będę korytować ponownie, by zmniejszyć ciut obwód. A tyle się namierzyłam, by było dobrze... Ręce mi opadły całkiem!!
Zrobiłam nawet jakieś foty, ale jestem zdegustowana i nie mam ochoty na wklejanie, może rano się zmobilizuję.
W wykorytowanym miejscu miałam tymczasowo zadołowane lilie i smolinosy, i tulipany... musiałam to gdzieś posadzić, więc zanim zabrałam się do układania kostki z godzinę kombinowałam gdzie to poutykać, by za wiele się nie nakopać.
Aguś
Padnięta jestem na maxa. Czuję każdą kosteczkę i każdy mięsień.
Szkoda, że nie wzięłam aparatu w pogoni za Burką, było cudnie, nawet 2 sarny spacerowały nad jeziorem, ale Bura oczywiście ruszyła w pościg i pogoniła ślicznotki.
Po wyspianej porażce ruszyłam do "lżejszych" prac. M. wykopał doła (nie mojego
) i posadziłam zakupioną w czwartek brzoskwinię. Miało być moment, a zeszło trochę, bo najpierw przesiałam trochę kompostu, potem 2 raz przesiałam trochę kompostu, bo zbrakło, a na koniec 3 raz przesiałam więcej kompostu, bo znów zabrakło
A taki niby nie za wielki dołek był. Ależ tam glina - jak masło!! Jak już prawie zakopałam brzoskwinię przypomniałam sobie, że mam kołki do jej ustabilizowania. Dość grube i już nie za bardzo chciały dać się wcisnąć po bokach, więc wyciągnęłam brzoskwinię, wcisnęłam kołki dobijając je kamieniami i dopiero między nimi ponownie osadziłam brzoskwinię
Mam nadzieję, że będzie się trzymać pancernie. Obie brzoskwinie zostały spryskane, ale chyba trochę za późno
W międzyczasie wywiesiłam 2 prania i ruszyłam ponownie w ogród. Tym razem zajęłam się robieniem kolejnej obwódki
Osadzałam na sztorc cegły, które mają za zadanie odgraniczyć warzywnik od trawnika. Miałam tak do tej pory i to mi się sprawdza, więc po poszerzeniu warzywnika wkopuję cegły wzdłuż ogrodzenia między słupkami. To dodatkowo stabilizuje słupki, które nie są wbetonowane, tylko wkopane. Tu widać rowki między słupkami i w nie wbijałam cegły
Elu
Obawiam się, że z podagrycznikiem jednak nie wygram. Jest tak powrastany we wszystkie rośliny, że nie sposób go tak dokładnie wybrać. Zobaczę gdzie będzie wychodził i spróbuję pędzelkować. Na rabacie z hortensjami i piwoniami udało mi się dość mocno go ograniczyć pryskając ostrożnie kilerem po liściach. Kwiaty osłaniałam agro.
Maty się sprawdzają, u mnie przystopowały rozrost dość mocno, a jak wyłaziły bokami, to ja je psik!
Sztormówkę przycięłam wyżej niż inne, pięknie przezimowała. Ja ją w ubiegłym roku przesadzałam spomiędzy winorośli, bo chciała je zarosnąć
z tego powodu nie była zbyt rozrośnięta, myślę, że w tym roku pokaże na co ją stać.
Jak już miałam dość układania cegieł przy warzywniku, to wzięłam się za sprzątanie różanych i winogronowych patyków po cięciu. Zwykle tnę od razu do taczki, ale wtedy taczka była akurat zajęta, więc rzucałam gdzie popadło. Dziś się wreszcie zebrałam i je pozbierałam. Oczywiście tylko przed domem
Takich miejsc, gdzie leżą sterty naciętych gałęzi mam
Twoje kupeczki Aguś, to pikuś. Zresztą jak czytałam - już poszły w rozdrabniacz. Moje też to czeka - kiedyś
Na razie do tego nie dojrzałam.
Jak już padałam na pysk, to stwierdziłam, że skoro i tak poruszam się prawie na czterech, to nic nie stoi na przeszkodzie, by na czterech popracować. Zabrałam się za czyszczenie jagodnika. Oczyściłam cegły wokół, część musiałam wydobyć, bo się zapadły i zarosły trawą
Trochę tego jest, bo jagodnik spory. Tak wyglądał w 2010 jak go tworzyłam.
Potem zruszałam tam korę i usunęłam wszystkie chwasty, które się w niej zagnieździły. Na koniec powycinałam samosieje śliwkowe, które powyrastały w jagodniku i wokół niego. Sąsiedzi wycięli śliwki, więc teraz nie będą już tak agresywnie rosnąć. Może wreszcie uda mi się ich pozbyć.
Pod wieczór zebrałam oba prania ze sznurków na dworze, zniosłam do domu wszystkie pomidory ze szklarni i poszłam z Burą na spacer, bo po nocnych szaleństwach cały dzień przespała w kojcu. Musiałam ją trochę przegonić po lesie, żeby dała nam w nocy pospać.
Po powrocie zrobiłam obiadokolację i leżę z lapkiem na kolanach. Czeka mnie jeszcze ubranie pościeli, która wietrzyła się na słoneczku.
No i tak w wielkim skrócie wyglądał mój dzień