LICYTACJA
Pewnego lipcowego dnia, pracuje sobie w domu przy komputerze, córka spędza czas przy domu , w ogrodzie w towarzystwie babci i cioci. Kiedy w głowie rodzi się myśl a zajrzyj tam na ogłoszenia.
I jest . Jest . Obwieszczenie o licytacji. Wyskakuję z domu jak oszalała. Krzyczę do mamy , że jest wyznaczony termin licytacji dwudziestego dziewiątego zero dziewiątego, tak jest ,będzie 29 października. Mama : ale 9-ty miesiąc to wrzesień to września czy października , więc biegnę jeszcze raz sprawdzam tak 9 , tak 9 to wrzesień. Wybieram numer do męża. Dzwonię obwieścić cudowna nowinę. I zaczyna się odliczanie. 29 wrzesień oznaczony w kalendarzu . I teraz tylko czekać.
28 wrzesień 2009 r. Poniedziałek . Późne popołudnie. Siedzę z mężem przed tv. Niby oglądam , niby słucham ale myśli mam gdzie indziej. Nie chcę myśleć ale myślę co mnie czeka . Co mi Panie dasz....czy działkę którą tak u ciebie wymodliłam. Przed mną stoi pół litrowa filiżanka z naparem z melisy, do pokoju wchodzi mama. Pyta tylko czy się denerwuje, kiwam głową zgadzając się . Za nią wchodzi siostra :” Posłuchaj , u mnie w szkole jutro jakieś uroczystości, w zasadzie to nie chce mi się jechać , słuchać przemówień burmistrza czy kuratora i oglądać przedstawienia, które już widziałam na próbach. Zostanę ci z Weroniką a ty pojedziesz z mężem na licytację” I teraz to już nie wiem co będzie lepsze, czy czekanie w domu na wieści czy obejrzenie tego na żywo. Wybieram wyjazd.
Nawet udaje mi się przyzwoicie zasnąć . I śni mi się proroczy sen. Który przypomina mi się dopiero przed salą sądową. Jak widzie panią sędzię. A mianowicie. Śni mi się że jestem na licytacji. Ale jej miejsce to nie sala sądowa. To działka. Ale nie ta moja. Po prostu kawałek pola porośnięty wysokimi pokrzywami. Stoję tam ja , jakiś pan i Pani Sędzina. Drobna kobieta o kręconych czarnych włosach, w okularach. Ubrana w zielony golf i długą zielona spódnicę w kartę. Na szyi ma łańcuch z orzełkiem. Pani Sędzina zwraca się do nas „ licytację wygra ten kto mi teraz udowodni że bardziej będzie potrafił zająć się działką. I co robię ja ? A no wyciągam mikser i pałkami służącymi do ubijania staram się „ ubić” pokrzywy.
W tym roku minęło 9 lat od tego zdarzenia a ja nadal pamiętam co mi się wtedy śniło.
Jest wtorek 29 września 2009 r. Wiem jedno albo będę te datę przeklinać albo będę się cieszyć jak nigdy.
Denerwuję się jak nigdy. Ani przed maturą, ani ślubem, porodem, egzaminem na prawo jazdy. Nigdy tak się nie denerwowałam. Dobrze że licytacja była rano . Bo bym nie wysiedział w domu. Zniecierpliwiona czekam na męża, który rano musiał pojechać do pracy. Zjawia się tuż po 10. Tu Chciała bym zaznaczyć że mój mąż jak każdy mąż ma jakieś wady
Najgorsza z nich jaka mi przeszkadza jest notoryczne spóźnianie się. Mój mąż odkąd go znam nie spóźnił się dwa razy. Na naszą pierwsza randkę i na nasz ślub. Licytacja działki była tym trzecim razem. Jedziemy do sądu. Zachodzi pod salę. A tam tłum ludzi. W sumie to mnie nie zdziwiło bo tak duża działka, na której teoretycznie można się wybudować, jeszcze w tym miejscu ( u nas ceny działek budowlanych wahały się w granicy 70-80 tys za 8-10 ary.) A ona wyceniona była na 16 tys a cena wywoływacza to 12 tys.
Czekamy. Klika minut po godzinie 11 pod salę podchodzi pani sędzina. Zerkam na nią i myślę skąd znam tę kobietę ? I tu dostaje olśnienia to Pani Sędzina z mojego snu. Wygląda identycznie, jest tak samo ubrana, tylko orzełka założyła dopiero na sali. Rozgląda się po korytarzu i kręcąc głowa oświadcza kto to wpadł na taki pomysł żeby dać tą salę jak tyle ludzi jest. Otwiera drzwi, sala jest faktycznie malutka. Ale jakoś wszyscy się mieszczą. Mąż siada gdzieś z przodu, ja staję z tyłu przy drzwiach w rogu sali.
Zaczyna się rozprawa. Komornik sprawdza wszystkie osoby , które wpłaciły wadium czy są na sali. Jeden z panów ma upoważnieni że będzie za kogoś licytował. Pan rzucił mi się w oczy bo stał przede mną. Był bardzo niechlujnie ubranym mężczyzna, a moje oczy były na wysokości jego karku . Kark ten otaczał bordowy golf który nie wskazywał na to że był często prany, a śmiem przypuszczać że może nawet nigdy.
Pani Sędzia opowiada po co się tu zebraliśmy. Pan komornik tłumaczy zasady licytacji. I jeszcze nie padło „ rozpoczynam licytację słucham Państwa ofert” wyrywa się jeden Pan z sali i krzyczy 12 050 zł. Po sali unosi się cicha salwa śmiechu. Pan Komornika z niepohamowanym uśmiechem informuje że jeszcze nie rozpoczął a minimalna kwota przybicia to 100 zł. I zaczyna się. Pada zdanie o rozpoczęciu. Pierwszy swą kwotę podaje pan wyglądając na „ biznesmena” w drogim garniturze podaje kwotę 30 tys.. Tu większość sali macha ręka na znak że to już dla nich za dużo. Jednak moją uwagę przyciąga starsze małżeństwo. Którzy ze smutkiem w oczach kręcą głowami , pan mówi nie udało się i chowa do portfela swój dowód i dowód wpłaty wadium. Jak się potem dowiedziałam była to córka i zięć pierwszych właścicieli którzy chcieli odzyskać „ ojcowiznę” zlicytowaną przez długi jakich narobił wnuk. Jakoś tak dziwnie do tej pory jest mi przykro z tego powodu.
Licytacja się toczy. Im pada wyższa kwota tym jest mniej licytujących. W pewnym momencie licytuje tylko mój mąż i pan „ biznesmen” . Kiedy kwota dochodzi do sumy którą mieliśmy zapłacić z siedlisko po zmarłej pani zaczyna mi się robić gorąco. Powili zaczynam rozpinać żakiet, zdejmuje apaszkę. I chyba było widać po mojej twarzy że niezbyt dobrze się czuję bo co chwile pani protokolantka podnosiła wzrok znad swojej klawiatury i z lekkim przerażeniem w oczach na mnie spoglądała .
W pewnym momencie po przebiciu mojego męża pan „ biznesem” kreci głową na znak rezygnacji z dalszej licytacji . Z ust komornika pada ostatnio podana kwota przez mojego męża , sakramentalne po raz pierwszy, po chwili po raz drugi . I myślę czyżby koniec. O naiwności przesłodka. Czy doświadczenie ostatniego roku nie nauczyło cię że nic w zakupie działki nie jest proste i oczywiste. I a jakże do licytacji włączył się pan „ brudny golf” . I przebija , i przebija mojego męża. Pozostali zgromadzeni mają widowisko jak na meczu ping-ponga zerkają nerwowo raz na jedną raz na druga stronę sali. Ja w tym kącie prawie mdleję. W myślach zaklinam „ brudny golf” człowieku skończ już ja nie mam tyle pieniędzy. I wreszcie pada suma z ust mojego męża, Pan „b. golf” odwraca się w stronę innego pana z którym się konsultował w trakcie licytacji, ten wykonuje gest „ odcięcia” . Z ust komornika pada suma, po raz pierwszy, za chwilę po raz drugi, mija dłuższa chwila, która mi się ciągnie w nieskończoności jak w filmie. I pada po raz trzeci. Sprzedane panu „S” tu nazwisko męża. Mi magicznie wracają siły. Banan na ustach. I okrzyk w duchu udało się , udało się !!!!
Na fali wychodzących ludzi wychodzę i ja z sali. Pierwszy teflon do mamy ;” udało się , kupiliśmy” . Za chwilę podeszła do mnie koleżanka z podstawówki ( swoja drogą niezbyt się lubiłyśmy) ze swoim tatą, który jak się okazało mieszka obok i to on uprawiał to pole na działce. Pogratulowali mi.
A co potem . Mąż mi zgniłą. Myślę pewnie wyszedł. Razem z tłumem no to biegnę na parking. Nie ma go. Wracam pod salę nie ma go. Pytam strażnika czy go nie widział. Ten z lekkim uśmiechem odpowiada że szło tędy tyle osób że nie zwrócił uwagi czy opisywany przeze mnie mężczyzna szedł w tym tłumie. To znów biegnę pod te salę rozprawa. Jest wychodzi. Został dopełnić formalności i dopytać jak mamy zapłacić , jak dostaniemy akt własności.
Po wyjściu z sadu , nie mówimy do siebie nic uśmiechamy się tylko do siebie , bo wiemy że nie potrzeba słów. Spełniło się nasze marzenie. Wsiadamy do samochodu i tam mnie pyta „: to co Hrabianka jedziemy obejrzeć nasze włości? ” No ba, nie widzę innej opcji.
Pojechaliśmy, chodziliśmy po tych chaszczach, a pogoda było tego dnia paskudna. Deszcz, wiatr. Wróciłam do domu mokra i nieźle ubłocona, Siostra jak mnie zobaczyła przetarła oczy ze zdziwienia i dodała czy ty się biłaś o tą działkę ?
A wieczorem w tym deszczu , pod parasolami zrobiliśmy ognisko. My , moi rodzice, nasze rodzeństwo i 3 najlepszych przyjaciół.
A po powrocie do domu wypiłem ze szczęścia sama całego szampana