Tomek Mr wrote:
artam wrote:
Tak, Tomku, być może i ja należę do tych głupich pań z Oazy, które Polę do popełnienia błędów zakupowych przywiodły
Martuś słonko :hug2: dlaczego zaraz głupich??Jak na razie nie oceniam kobiet po zakupach u pana Podstolca
Nie pisałem złośliwie,a bardziej ironicznie,bo sam wyrzuciłem jego hosty
Ja mężczyzn też!
To ja jestem lepsza, bo kupiłam tylko jedną hostę, domniemaną Captain's Adventure, która okazała się Hanky Panky, z czego nawet jestem zadowolona, na razie zdrowa...
Wrócę jeszcze na chwilę do pana MP, wydaje mi się, że o nie jest tak, że nagle poszedł w ilość i przestał zwracać uwagę na jakość... To chyba od zawsze była hurtownia głównie, wystarczy zajrzeć na stronę. A dlaczego rośliny u pana Marka są takie tanie? Ano dlatego, ze kupuje ich duże ilości.
Miałam kiedyś okazję przeglądać katalog takiej mega holenderskiej hurtowni, solidnej grubości... Tam było wszystko niemal... Ceny śmiesznie niskie, rzadko coś przekraczało jedno euro... Tylko jeden warunek. Trzeba zamówić 1000 sztuk!
I tu chciałam wziąć w obronę polskich producentów roślin. Znakomita ich większość to ludzie uczciwi, a jeśli zdarzają się jakieś pomyłki, to często dlatego, że otrzymali zły towar. Skończyły się już czasy roślin z podziału, wtedy ewentualna pomyłka obciążała producenta, dzisiaj dzieje się tak, że jakieś laboratorium in vitro się pomyliło, też raczej niecelowo... Bo chyba każdy sprzedawca chce mieć dobrą opinię i zaufanie klientów i jeśli nie myśli o jednorazowym oszustwie, szybkim zysku i ucieczce z rynku (ewentualnie zmianie loginu na all, takie rzeczy się zdarzały), a chce przez dłuższy czas rozwijać swoją działalność, to będzie o dobre stosunki z klientami dbał...
A życie producenta nie jest naprawdę łatwe... Można oczywiście korzystać z oferty polskich laboratoriów in vitro, ale tam minimalna ilość roślin w multiplacie to 100, rzadziej 60... To jak na polski rynek, często rynek lokalny naprawdę bardzo wiele. To oni ponoszą ogromne ryzyko sprzedażowe, trzeba trafić w gusta klientów, zadbać o dystrybucję, sprawić, żeby te mikroskopijne roślinki osiągnęły handlową wielkość, rozwieźć, sprzedać, ja jestem pod wrażeniem, że w ogóle chcą ryzykować...A konkurencja jest ogromna i żeby to sprzedać, trzeba obniżać cenę... I tak różnica między ceną za in vitro a ceną, którą płacimy w sklepach to jest często 3-4 zł... Mówię o cenie, za jaka roślinę się da sprzedać... Opłaca się? Za pół roku pracy?
Tak więc, apeluję, spójrzmy też na to z drugiej strony... Ja tam jestem wdzięczna, że producenci chcą ponosić to ryzyko.
I coś jednak w polskich szkółkach i sklepach daje się kupić...