Hejka!
Ze względu na tomkową sprawę na szybko wklejam ten ogród. Historia posiadłości jest stosunkowo świeżutka jak na Anglię, dom postanowił zbudować w tym miejscu w roku 1869 Sir John Heathcoat Amory, wnuk faceta który wymyślił maszynę do wyrobu koronek fabrycznych. Rodzina znana była z filantropii i powiedzmy to sobie, raczej nieszablonowych zachowań i zbudowała sobie zaiste nieszablonową rezydencję. Najpierw samo zaprojektowanie domku trwało długo, solidniejsze prace budowlane czekały aż do wymyślenia wnętrz a potem było jeszcze gorzej. Rodzina zatrudniła znanego architekta Williama Burges’a ale ciężko im się szło z nim dogadać. Postanowili rozstać się z nim w połowie realizacji obiektu i zatrudnili niejakiego Johna Dibblee Crace’a. Z deszczu pod rynnę można rzec!
Obecnie National Trust pod którego opieką od 1972 roku jest posiadłość, przywraca dom do stanu zgodnego z projektem Burges’a, który był jednym z czołowych przedstawicieli ruchu Arts And Crafts, twórcą tzw. neogotyku wiktoriańskiego i w ogóle postacią uznawaną za jednego z najciekawszych brytyjskich architektów XIX wieku. Na ogrodach największe piętno odcisnęła Joyce Wethered, znana golfistka i ogrodniczka ( golfistka jest w tym wypadku zdecydowanie na pierwszym miejscu, bo to trofea są różne w odpowiedniej salce w domu ). Ogród składa się z paru założeń: ogrodów formalnych przy domu – tarasy, rooms czyli wyrosły z wiktoriańsko - edwardiańskiej tradycji podział ogrodu za pomocą żywopłotów badź murów na wydzielone części o różnym charakterze, niesamowitego Walled Garden, będącego w istocie warzywniakiem z sadkiem i wplecionym nasadzeniem bylinowym ( i to jakim! ) oraz Woodland Garden, który jest jednak bardziej garden niż woodland.
Na dworze lało a w przydomowym ogrodzie zimowym rezydent udawał że śpi.
Udawał bo wystarczyło przejść w pobliżu a już przybierał pozy.
Oczywiście czym prędzej obowiązek turysty wobec gospodarza został spełniony i nastąpił ponowne „uśpienie” czyli oczekiwanie na następną grupę zwiedzających.
Chrupki dyskretnie stały z boku, rezydent był nażarty więc nie było tzw. wielkich oczu.
A teraz fotki przydomowe, deszcz jeszcze padał jak wylazłyśmy focić, stąd zdjęcia są jakie są
.
Domiszcze – tego nie da się nazwać inaczej. Neogotyk inspirowany wczesnym gotykiem francuskim i domami z okresu Tudorów ( plan wnętrz ).
Widok z okolic domiszcza na tarasy i tzw. parkland. Oczywiście były tam zwierzątka, ten ogród był tak samo „zazwierzątkowany” jak i dom.
Tarasy czyli oficjalnie Formal Garden.
To część poniżej ogrodów formalnych, można swobodnie przejść z tarasów do parkland czyli grup drzew wśród naturalnych łąk. W tle majaczy Woodland Garden.
Okolice wspaniałego cedru, na fotce widoczny dżdż.
Przejście do rooms za którymi jest Woodland Garden. Topiary to nie są moje klimaty ale te skaczące zwierzątka mnie podbiły, pewnie dlatego że pasiły do tego co człowiek widział we wnętrzu domu, miedzy innymi do "okrutniastych" zwierzęcych zakończeń pilastrów w salonie czy też bibliotece ( no sorrky, wyleciało mi z głowy które to pomieszczenie było
).
Niesłychanie klimatyczne miejsce, taki nie całkiem zamknięty room z nasadzeniami z roślin, jak to się kiedyś mawiało, „śródziemnomorskich”. Założenie nazywa się Paved Garden.
A tak wygląda wejście do Pool Garden, psie łebki na warcie.
Pozdrówka
K.