Chciałabym się Wam wyżalić:dzisiaj odszedł nasz ukochany kotek Tigerek vel PanKot. Miał ponad 15 lat. Zdjęcie z dzisiejszego poranka:
Urodził się w czerwcu 2005 r na wsi wśród lasów pod Skierniewicami. Jego mama była zdziczałą bezdomną kotką, nie wykluczone że był spokrewniony że żbikiem, miał jeszcze troje rodzeństwa. Jak go zabieraliśmy był jeszcze trochę za młody, miał ok.4 tygodni, ale już musieliśmy wracać z wakacji, a córka bardzo się na niego uparła, był najsłabszy i najmniejszy z całego miotu. Dowiedziałam się, że reszta jego rodzeństwa została wywieziona "na roboty do Niemiec", bo tam wszystkie koty muszą być sterylizowane i ludzie na wsi muszą kupować rasowe koty z hodowli, aby łapały myszy. Wyobrażam sobie takiego persa co ugania się za gryzoniami.
Córka miała wtedy 10 lat, nazwała go Tiger. Wyrósł na wielkie kocisko, w pewnym okresie ważył ok. 11 kg, był trochę zapasiony, ale potrafił skutecznie żebrać o jedzenie. Jak stanął na dwóch łapach przy kuchennym blacie to głową wystawała ponad blat. Był bardzo charakterny, próbował nami rządzić, potrafił się śmiertelnie obrazić za wizytę u weterynarza, albo za zostawienie go u mojej mamy na 2 tygodnie, gdy jechaliśmy na wakacje. Wszystkie wakacje spędzaliśmy w jego miejscu urodzenia, ale podróż samochodem 400 km znosił bardzo źle, więc ostatnie 2 lata nie jechał z nami. Córka przechrzcił a go na PanKota, że względu na jego hardy charakter. Przez wiele lat cieszył się bardzo dobrym zdrowiem, prawie 2 lata temu pojawiły się symptomy problemów z nerkami, tak jak u prawie wszystkich kastrowanych kotów. Po kastracji próbowaliśmy podawać mu specjalną karmę Sterol, ale nie chciał jej jeść, takich prób czyniliśmy kilkadziesiąt, ale postawił na swoim. Jadł tylko mokrą karmę. Od blisko dwóch lat zauważyłam, że zaczął więcej pić, a od roku mniej jeść, ale cały czas był w niezłej kondycji. Od pół roku zaczął mieć problemy z wskoczeniem na fotel, czy sofę więc postawiliśmy wszędzie schodki. Ustaliliśmy, że nie ma sensu go stresować wizytami u veta, leków i tak sobie na da podać.
Od początku tygodnia przestał zupełnie jeść, zaczął wymiotować, jeszcze wczoraj pił, dlatego córka zabrała go wczoraj na badania. Wykonano dokładne analizy krwi i wyszło że ma skrajną niewydolność wielonarządową, zalecono natychmiastowe uśpienie, choć na pierwszy rzut oka nie wygląda na takiego chorego, jeszcze nawet samodzielnie chodzi, korzysta z kuwety. Córka wróciła z kotem do domu zalana łzami. Może by jeszcze pożył kilka dni, ale by bardzo cierpiał.Tego samego wieczoru zamówiła kremację naszego kiciusia w specjalnym zakładzie w Gdańsku, a dzisiaj kot został uśpiony na rękach swojej pani. O 17-tej odbyła się kremacja, można było pochować urnę na cmentarzu dla zwierząt, ale córka zabrała urnę do domu, ponieważ nie wie jeszcze czy zostanie w Polsce, czy wyjedzie na stałe za granicę, więc woli ją mieć przy sobie.
Wszyscy domownicy bardzo przeżywają śmierć naszego członka rodziny.