Dziekuje Wam

za słowa pociesznia, to dla mnie bardzo ważne....Wczoraj byłam kompletnie podłamana.
Tytułem wyjaśnienia, a propos tego, co napisała Marzusia : taka sytuacja , jak obecnie, przypomina (podobno, bo nie miałam wtedy działki) 1997 rok. Wody jest tyko jakieś 10 cm mniej. Do tej pory, raz mnie 'podlało', 4 lata temu, ale nie w takim stopniu. Teraz widzę, że muszę zlikwidować najniższy taras hostowiska i zapomnieć o wąwozie paprociowym pod dębem, oraz sadzawce na dzikiej części działki... Zostanie ona niezagospodarowana, czyli stracę naturalnie ocienione, najlepsze miejsca.
Mój przepuszczalny piach ( na reszcie działki, tej niezalanej) jest tak nasączony woda, że grzęzłam w nim wczoraj po kolana i gubiłam w nim buty...Biedny Marcin

musiał je wyciągąć z mazi. Kilka drzew się rusza, zostały dosłownie wypchnięte np 5letni modrzew pochylił się tak,że muszę go podeprzeć.Tak samo z kilkoma brzozami...grunt przestał je 'trzymać'.
Gdyby ponowne zalanie nastąpiło za miesiąc, podejrzewam,ze wszystko byłoby w porządku. Teraz, ziemia jest tak nasączona woda,ze już nie ma gdzie jej odprowadzać.
Trudno, co ma być, to będzie. Muszę teraz podleczyć katar ( wieczorem było bardzo zimno a ja cała mokra, niemal od stop do głowy) i wysadzić gdzieś nowe Fransenki a jest tego sporo.Marcin przywiózł mi następny wózek kompostu ....Wybieram ten mój piach-galaretę i ładuję w dziury kompost, inaczej nie mogę przygotować ziemi pod hosty a leżeć nie mogą.Co prawda, spryskałam wcześniej Rosahumusem, ale to tylko ją zasiliło, nie zmieniło jej struktury.
wierzby Hakuro tak sie położyły...
...ze olbrzymia Lady Isobel Barnett jest niemal niewidoczna
zwalone drzewo nie poczyniło żadnych szkód, ale serce się kroi
4latka, sieboldniana Elegans na 2m tarasie...stoi lekko w wodzie, chyba się z tego cieszy
na górnych poziomach hostowiska ,życie toczy sie dalej