Forum Ogrodnicze Oaza

Witaj Bobko.Ja sadzę co roku,wiele,wiele nasionek,ale nie wszystkie dorastają do stanu dorosłego,bo mam tendencję do nadskakiwania i według powiedzenia
Zagłaskać kota na śmierć,często ma to zastosowanie do moich wysiewów.Jednak mnie to nie zniechęca,a powiem więcej,raczej dopinguje do większej pracy.Mój M.
TWIERDZI ,że moja miłość do roślinek jest bezwarunkowa.I pewnie ma rację.Dawno tutaj nie zaglądałam ,bo mam za sobą ciężki okres i do tego ten stan wyjątkowy.
Przeprowadzamy się na stałe do naszej Oazy i przewożenie 40-stu Lat zbierania ''przydasi'' ma takie efekty,że końca tej przeprowadzki nie widać.Koniec maja
to ostateczny termin wyniesienia ostatniego przydasia a do wysadzenia mam 120 sztuk pomidorków. Wysiałam,jak się okazało 75 odmian pomidorków i dzięki Bogu
nie wszyskie skiełkowały,co bardzo mnie smuciło,a teraz przyprawiłoby o totalny ból głowy.Papryk jeszcze nie sortowałam,ale pięknie sobie rosną i sadzić będę
jak się trochę ustali pogoda.Na razie nie spieszę się z tym.Nie porosły zbyt mocno,więc nie ma problemu.

Druga część fotorelacji.
















Jak widać po zdjęciach,jest co robić.Dochowałam się nawet parę sztuk bakłażanów i dwie sadzonki mini melonów.Rodzynki brazylijskie,gazanie,cynie,dalie,parę astrów i sama już tracę rachubę,ale chodzenie przy tym towarzystwie trochę czasu pochłania.Ale nie narzekam.Najgorsze,że powaliła mnie na tydzień choroba i nie miałam
siły przy tym popracować,bo dynie i cukinie kiełkują i wyciągają się ostro.Położymy przy sadzeniu i będzie dobrze.No i zapomniałam o arbuzach,tykwach,bo też coś wyszło, no i zostały jeszcze ogórki do kiełkowania,ale też to odkładam na ostatnią chwilkę,bo po kiełkowaniu wsadzę od razu do gruntu.Bardzo szeroki asortyment.
Jakoś tak mi się zachciało poszaleć,mam nadzieję,że nie przeceniłam swoich sił i będziemy razem z roślinkami cieszyć się swoim towarzystwem do jesieni

Janinko po prostu szok ta ilość to miłość bezwarunkowa na sto procent a o przeprowadzkach i graciarni przez wiele lat to wiem wszystko ,czyli będziesz mieszkać teraz w tym drewnianym pięknym domu z fotek ?

Nareszcie,tak to już będzie nasze docelowe miejsce na ziemi.Od pewnego czasu myśleliśmy o wyprowadzce ze stolicy,to ten ogrom ludzi i brak zajęcia w
blokach działał na nas depresyjnie.Tutaj jest przestrzeń,cudowne powietrze i piękna okolica.Będzie cudownie.Jeszcze chwilka i do stolicy na wycieczki będę
jezdzić.

A daleko się od stolicy przeprowadziłaś? Bo ja całe 2 km od jej granic

Betulko.Dokładnie 110 km.Mieszkamy teraz na totalnej wsi.Z okna widzę tylko jeden dom,a dookoła laski,pola i szeroki horyzont.Sarenki wieczorem i rano pasą się
na łąkach a zające szaleją.Moja sunia jest chyba teraz najszczęśliwszym psem na świecie.Nienawidzi miasta.A ja mam dużo miejsca na parapetach.

Tylko pozazdrościć. Też bym tak chciała, ale przy moim i męża technicznym zawodzie, to nierealne.

Koniec maja za pasem a pogoda nie sprzyja kompletnie, ani działkowiczom, ani roślinkom.Wysadzone częściowo pomidorki,wyglądają jak siedem nieszczęść.




Wczorajszy dzień spędziłam na wysadzaniu w donice,papryk i pomidorków.




A końca nie widać.








Z jednej strony bardzo się cieszę ,że mam jeszcze tyle sadzonek w gotowości,bo wiele osób straciło cały zapas przez te zwariowane warunki pogodowe.
Posadziłam trochę dyń i cukini,a wczoraj wsadziłam skiełkowane ogórki.

Nie tylko Twoje wyglądają jak "7 nieszczęść". Wczoraj je opryskałam przeciw szarej pleśni, bo teraz to pewne, ze zawita.

Mąż jest zachwycony uprawą w skrzyniach.Sklecił mi na razie trzy,o które sam bardzo dba.Pomalutku łapie działkowego bakcyla.






W trzeciej będą wsadzone wczoraj, skiełkowane ogórki.W planach jeszcze fasola tyczna przy altanie i chyba ten rok na tym zakończę.Przeprowadzka,teraz jeszcze ta
moja choroba,zbyt wiele mnie kosztuje zdrowia.Tykwy nie skiełkowały,to chociaż fasolki może pojemy,bo uwielbiamy oboje.

Na reszcie zawitało chyba lato.Na dworze ciepło i piękne słoneczko zagląda do domu.Jest cudownie i rośliny zakwitają pełną parą.













To jest nasz nowy nabytek.Przy oczku zrobiło się pięknie.Mąż wymyślił sobie nowy różanecznik i po paru dniach,projekt został zrealizowany.Pracy było dużo,ale
opłacało się.Zaczynają kwitnąć liliowce i pierwsze lilie.Roślinki bardzo potrzebują słońca i ciepła i mam nadzieję,że ta zimna pogoda już da nam od siebie
odpocząć.

Moje uprawy w tym roku,do udanych nie mogę zaliczyć.Wszystko jest spóznione i maleńkie.Zimne noce,mocno dają się we znaki.Wysadzone na polu pomidorki,nie dość
,że mocno się męczyły,to jeszcze co rano zbierałam odgryzione czubki,więc zostaje w tym roku uprawa doniczkowa.Głównie na tym się koncentruję.

Dynie,cukinie i ogórki,dopiero wyłażą z ziemi,więc również nie ma się z czego cieszyć.










Sporo mi nasionek nie wyszło.Zresztą,przeprowadzka,moja choroba,która nie odpuszcza i mocno mnie ogranicza,pokazały mi,że jutro też jest dzień i nie należy stawiać wszystkiego na jedną kartę.Jak nie zrobi się dzisiaj,zrobi się jutro.Trudno.Trzeba chyba już przyjąć taką taktykę życiową.Rozłożenie dobytku pochłania
wiele czasu,ale kiedyś to się skończy i będzie dobrze.Najważniejsze,że jest ciepło,to może towarzystwo roślinne zacznie rosnąć i w końcu sprawiać radość ogrodnikowi.

Janinko życzę zdrowia, trzymaj się i walcz z chorobą

Janinko nie tylko u Ciebie tak siedzą warzywka u nas tez ,raz zimno ,teraz upał ,to znów deszcze I znowu noc chłodna ,ale coś wyrośnie na pewno tez życzę zdrówka dbaj o siebie

Bardzo dziękuję za życzenia zdrowia. Na pewno się przydadzą. Parę ciepłych dni i nocy i cała zieleń nabrała wyrazu. W niedzielę dalsze relacje. Zbieram zdjęcia. Pozdrawiam serdecznie.

Dla Ciebie pierwsze kwitnienia

Jest piękna.nie ma co mówić,trzeba tylko patrzeć i podziwiać.Bardzo dziękuję Bobko kochana.U mnie też zrobiło się soczyście zielono i pięknie.