Nie chcę być patetyczny, ale zacznę od złożenia hołdu małej, niepozornej biedronce z Chin (chodzi o mininawilżacz ultradźwiękowy). Wykonała świetną robotę, niczym pierwsi kolonizatorzy dla późniejszych wielkich fal migracyjnych, wykazując, że warto zainwestować w sprzęt cięższego kalibru. Jedynym jej poważniejszym mankamentem była konieczność uzupełniania zbiornika po kilka razy na dobę.
Znalazła godnego następcę w postaci generatora mgły do terrariów Trixie Fogger XL, jak dla mnie nawilżacza ultradźwiękowego o regulowanej mocy, choć sam efekt mgiełki też można uznać za całkiem przyjemny.
Urządzenie jest dobre, a nawet – paradoksalnie – nieco zbyt dobre. Przy
najniższych „obrotach” z banalną łatwością osiąga 80–85% w okolicy korony drzewka, a czasem 95% i więcej, w zależności od temperatury oraz chwilowych ruchów powietrza. Wolałbym nawet jeszcze niższą wydajność na najniższym biegu, ale w zamian dłuższy czas działania na jednym zbiorniku oraz mniejsze zużycie wody destylowanej. Szczęśliwie, jest to bardzo łatwe do skorygowania przez użycie programatora dobowego, i liczę tu nawet na kilka dni pracy bez uzupełniania trzylitrowego „baku”.
Co istotne, w tym najwolniejszym reżimie pracy urządzenie nawilża efektywnie tylko najbliższą okolicę krzaka. Zaskakujące, że nawet położone poniżej powierzchnie nie są zauważalnie bardziej wilgotne, nie mówiąc już o mokrych plamach. Mgiełka – emulując lekkie powiewy wiatru – wprawia liście w kołysanie, co również uważam za korzystne zjawisko.
Jak na razie wykryłem tylko jedną wadę, a mianowicie ledwo słyszalne chlupanie, ale mimo to już wiem, że się polubimy.
Instalacja ma jeszcze prowizoryczny charakter, ale wkrótce się ogarnie. Wyselekcjonowałem te fotografie, na których najlepiej widać wartości na wszystkich trzech miernikach wilgotności.
Jak widać na powyższych fotografiach, od „zadżumionego” krzaka odsunąłem – na ile to było możliwe – inne rośliny. Z uwagi na dobry drenaż roślina może być teraz obficie nawadniana również doglebowo. To oczywiście pewne ryzyko, ale uznałem, że wieczne utrzymywanie półtrupa nie ma sensu. Wóz albo przewóz… Liście trochę oklapły, ale to pewnie efekt kolejnego przesadzania, mam nadzieję, że tylko chwilowy.
Czekam jeszcze tylko na kolejny już nawóz. Astvit był całkiem niezły i też wykonał swoją robotę, ale w tej bardzo szczególnej sytuacji jeszcze lepszy będzie pokarm o innych proporcjach NPK oraz odmiennych, specyficznych właściwościach. Uniknę tylko kupowania kolejnych preparatów ochronnych, bo na półce stoi już gotowy cały pododdział tych specyfików.
Dla wzbogacenia materiału ilustracyjnego jeszcze zbliżenie na coraz większy słupek kwiatowy minioplątwy. Przynajmniej ta się nie zgrywa na malkontenta…