Wczoraj wróciłam z dwutygodniowego urlopu. W domu został dziadek z pieskami - po pierwsze musiałam zabezpieczyć zwierzaki. Ale, oczywiście, myślałam też o ogrodzie i poprosiłam zaprzyjaźnioną młodą sąsiadkę, żeby:
1. podlewała kwiaty w skrzynkach i donicach, a w razie potrzeby - również najbardziej potrzebujące rośliny w gruncie
2. zbierała jabłka (mam trzy ogromne jabłonie)
Przed wyjazdem ogród był w takiej sobie kondycji - wielomiesięczna susza jednak zrobiła swoje - ale wszystkie rośliny żyły. Trawnik przestałam podlewać już dawno...Prognozy mówiły o ochłodzeniu i deszczach
Po powrocie - rozpacz
Mimo tego, że Ela naprawdę się starała...Ale nie jest ogrodniczką, a w mojej miejscowości przez kilka dni były 36 stopniowe upały, a parę kropelek deszczu spadło wczoraj rano
Pomyślałam więc, że może warto by było założyć specjalny wątek 'suszowy', tym bardziej, że klimat chyba się zmienia i prawdopodobnie takie długie okresy bezdeszczowe będą się zdarzały jeszcze nie raz.
Podzielmy się w nim swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami związanymi z brakiem wody w ogrodzie. Jak sobie radzicie z tym problemem?
Jakie macie systemy i sposoby podlewania roślin? Skąd czerpiecie wodę? Jakie rośliny dobrze radzą sobie w okresach suszy, a jakie - wręcz odwrotnie? A może coś Was zaskoczyło? Roślina czy krzew uważany za wrażliwy na brak wody, wyjątkowo dobrze przetrwał suszę.
A jeśli już jakaś roślina uschła, straciła liście, zupełnie zwiędła - co robić? Jeśli solidne podlewanie nie pomaga, obciąć, czekać do wiosny?
To tak na szybko problemy i pytania, które przyszły mi do głowy
A teraz kilka moich spostrzeżeń i pytań.
Nie mam w ogrodzie systemu nawadniającego. Kiedyś miałam linie kroplujące, ale po paru latach zniszczyły się i wyrzuciłam je. Rośliny podlewam wężem 'z ręki', czasami bezpośrednio konewką, a na trawniku włączam zraszacze. Niestety, wodę głównie czerpię z wodociągów, gdyż dwie spore beczki, to kropla w morzu moich potrzeb, a własna studnia nie wchodzi w grę, gdyż mieszkam w rejonie podgórskim i na niewielkiej głębokości są kamienie, albo wręcz skała
. Aż boję się wizyty pana z wodociągów i rachunku za wodę po tym lecie.
Kiedy regularnie i obficie podlewałam rośliny, było nieźle. Gdy zauważyłam, że któraś 'mdleje', reagowałam natychmiast. Priorytet dla mnie to hortensje i moje ukochane 'kwasoluby' - azalie, rododendrony, pierisy, laurowiśnia, skimia i inne.
Dwa tygodnie nieobecności i ekstremalne upały zrobiły swoje. Przede wszystkim 'padła mi 10 letnia magnolia 'Galaxy'. Ma wszystkie liście suche
I teraz pytanie - czy ona odżyje, czy tylko straciła liście? Po czym to poznać?
Dalej - tragiczny stan 2 metrowej hortensji kosmatej, wielu hortensji bukietowych i krzewiastych. Wysuszone liście większości host, wyschnięte niektóre byliny, wrzosy i zwiędnięte azalie. Większość się podniosła po podlaniu, kilka - niestety nie
Czy te smętne, wysuszone gałązki ze sterczącymi wyschniętymi na wiór listkami obcinać, czy czekać? Nie mogę na nie patrzyć...
O trawniku nie wspominam, bo to obraz nędzy i rozpaczy
A teraz o roślinkach, które nieźle sobie poradziły: po pierwsze róże
Może nie kwitną zbyt obficie, ale nie chorują i mają zielone liście
Dalej - azalie japońskie. Wszystkie (a mam ich ponad 20 sztuk) są w świetnej kondycji i do tego pięknie 'wypączkowane'. Podobnie rośliny zimozielone - rododendrony, pierisy, skimia, laurowiśnia. Najgorzej z tej grupy roślin wypadły kiścienie. Bardzo kiepsko azalie wielkokwiatowe, zwłaszcza te posadzone w tym sezonie.
Z bylin oczywiście najbardziej odporne na suszę są rozchodniki. U mnie również bodziszki, piwonie, floksy
Krzewy - największe zaskoczenie na minus to berberysy. Mam dwa duże; są prawie kompletnie suche, nie wiem, czy przeżyją. Na plus - pęcherznice, tawuły i żywopłoty z ligustru i bukszpanu.
Kilka fotek roślin, które ucierpiały:
Magnolia
Hortensja Aspera
Hortensje bukietowe
Tojeść