Oj widzę, że faktycznie niewesoło masz
Nasze mieszkanie jest na parterze, Adamowi łatwiej funkcjonować, stąd przeprowadzka. Mama mieszka na piętrze, miało być na odwrót, ale życie...
Jesienią 2006 mój Adam też miał udar o czym nie wiedziałam, bo zdrętwiałą ręka, hmmm co dzień tak się budzę, bo
canis wielorybus giganteus Fido ma zwyczaj spania z tyłkiem na moim łokciu. Po kilku minutach mu nie przeszło, więc zadzwoniłam do znajomego lekarza, a on do swojego znajomego lekarza i tym sposobem mogłam Adama przywieźć do szpitala i nie czekając w kolejce na izbie przyjęć. Został zbadany przez neurologa, w trakcie badania lekarz zwrócił moją uwagę na opadający kącik oka i ust, tylko błyskawiczna reakcja zapobiegła paraliżowi. Podobnie grudzień 2013...Gdyby nie psy, ich dziwne zachowanie i ciągnięcie mnie do domu, prawdopodobnie dotarłabym do domu zbyt późno...Ale sie udało, później przez 6 tygodni Adam na granicy życia i śmierci...Lekarze bali sie operować nogę, bo serce mogłoby nie wytrzymać, a bali sie operować serce, żeby się naczynia w nodze do reszty nie zamknęły...Sprawa rozwiązała się sama, naczynia w nodze się zatkały, Adam przerażony wizją amputacji odmawiał zgody na operację... Twierdził, że bez nogi sobie nie poradzi, a nie chce być dla mnie ciężarem...Czas naglił, początek stanu septycznego, Adam w śpiączce, a zgody brak...Kiedy udało sie lekarzom wybudzic go ze śpiączki, udało mi się zgodę wymusić, oboje płakaliśmy z nami cały OIOM. I nagle okazało sie że Adam nie umie sie podpisać, co gorsza mówić nie mógł (respirator), a nie umiał pisać...Postawił długopisem gryzmołka, ja podpisałam się pod nim. Potem była operacja, dowiedziałam sie, ze mogę zadzwonic koło 2-3 w nocy, powinien być już po...Ale okazało sie, że jakieś przypadki na sali się przedłużyły i wjechał dopiero rano. Zadzwoniłam jeszcze kilka razy, ale nie było wieści, dopiero po 15tej dodzwoniłam się na OIOM, lekarz dyżurny grobowym głosem oznajmił mi, że tak...jest już po operacji, ale...On tej wiadomości nie może mi przekazać telefonicznie...mam przyjechać...Po tonie wypowiedzi zorientowałam się, że Adam...Zaryczana, ubrałam się na czarno i pojechałam do szpitala. Pamiętam, że jak weszłam na OIOM i szłam w kierunku dyżurki lekarskiej,im bardziej szłam, tym bardziej drzwi dyżurki się oddalały...Dziwne uczucie...Zapytałam lekarza, czy mogę jeszcze zobaczyć męża, a ten że jak najbardziej, tylko czy dam radę...lekarz mi mówi, że mąż wygląda teraz dużo lepiej niż wcześniej, poryczałam się zupełnie, a ten mnie prowadzi do sali gdzie Adam wczesniej leżał i mówi, że już w godzinę po operacji serce zaczęło coraz bardziej miarowo pracować, skóra zaczęła mieć normalny kolor, a nie bladosiny...Jak ja zobaczyłam, że mój Adaś żyje...(może dobrze, że był nieprzytomny, bo jak by mnie zobaczył w żałobie po nim
) W ciągu miesiąca Adam był już w domu, lekarze obawiali sie że rana nie będzie sie goic dobrze ze względu na cukrzycę, ale wszystko dobrze się skończyło. Teraz po roku czasu, jak sobie to przypominam, sama się dziwię ile człowiek jest w stanie przezyć, gdyby nie moje pluszaki, które mi przypominają, że tak czy inaczej nie jestem sama...Czy nasze życie się zmieniło? Niewiele, wózek to tylko drobna niedogodność, nie ciężar...Przeprowadziliśmy się do mamy, żeby mieszkać na parterze, Adam coraz bardziej samodzielny (jak na faceta
), pomaga mi w pracy, jest i tak bardzie aktywny niż przed amputacją. Bardzo się cieszy, że wrócił do domu i możemy być razem, z naszymi pluszakami. Niedawno pożegnaliśmy naszą 16letnią kotke Marysię, jedyna pociecha to że po długim dobrym życiu miała dosyć szybki koniec, nie męczyła się.
O optymizm niełatwo, wiem, na własnym przykładzie zobaczyłam, że nawet jak się wali i pali, to potem mimo wszystko się układa, mój wieloryb też nie bardzo po schodach, ale my teraz na parterze, a jak nie chce do mamy na piętro, nie musi. Moje pluszęta już raczej trzeciej młodości, bo Biszkopt ma 10, Fido 11, a Czesiu 9 lat, spacerki raczej spokojne bez szaleństw. Mieszkam w mieście, ale takim zielonym, blisko nas są ogródki działkowe, stawy, dużo zieleni i miejsc spacerowych.
Edit:
Przepraszam, że tak Ci zaśmiecam wątek, w sumie to miał być wspomnień czar, a zrobił się szpitalno-chorobowy.