Ufff... pierwsze doświadczenia w temacie produkcji herbat za mną (nie licząc suszenia ziółek na herbatki, bo to robiłam wielokrotnie).
Przywiozłam wczoraj co nieco z działki, w domu przebrałam bardzo dokładnie, i dobrze, bo znalazłam kilka żyjątek, którym zwróciłam wolność.
Od lewej: jabłoń, lilak, mięta pieprzowa,
na dole: truskawka, malina.
Widzę, że nie obfociłam bergenii, a to błąd, bo listki były wyjątkowej urody
Na szczęście uwieczniłam bergenię w innej postaci:
Próbowałam ją wałkować, zgodnie z czyimś wcześniejszym wpisem, ale u mnie się to nie sprawdziło, sprawdził się natomiast... tłuczek do mięsa
Bergenia w słoiku poszła sobie na ciepły dekoder, liście zaś więdły spokojnie całą noc i poranek, żeby zostać przerobione na granulat. Większość pachniała podczas mielenia "szczawiowo". Mięta zaś... ooo, miętą się zaciągałam i nie mogłam przestać. Niesamowity zapach. Uwielbiam miętę.
Granulki truskawkowo - malinowe. Miały być osobno, ale że nie nazbierałam dużo, to połączyłam je.
Kolejna "mielonka" to jabłoń:
Następna - mięta pieprzowa. Nie mogłam uchwycić koloru, był czekoladowy:
Z braku miejsca na dekoderze słoiki powędrowały na godzinkę do lekko nagrzanego piekarnika (ok. 40 st.C) a teraz siedzą zawinięte w kocyk, bo ostatnio jest raczej chłodno, a nie wiedziałam, czy temp. 19 st. C, jaką mam w mieszkaniu, to nie za mało na start.
Ogromnie się cieszę, że trafiłam na ten wątek, podziękowania dla założycielki i każdego, kto podzielił się swoimi doświadczeniami