Łatka wrote:
[...] Ale nie rozumiem, czemu masz wyrzuty sumienia - toż dałaś mu kawałek życia, jakiego by bez Ciebie nigdy nie zaznał!
[...]
Łaciu, kilkanaście lat temu mieszkaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu. Żona właściciela zgodziła się na jednego małego psa, a ten wyrósł do rozmiarów labradora, dodatkowo pojawiły się pluszaki Fido i Czesiu, których to owa kobieta nie znosiła. Irytowało ją również to, że ptaki latają po JEJ niebie srając na JEJ posesję, mimo że fizycznie mieszkała w zupełnie innej dzielnicy. Doriana poznałam na spacerze z moimi psami w 2008, mieszkał pod krzakiem trzmieliny przy płocie, niedaleko nas. Co prawda kojarzyłam pieska biegającego luzem blisko ogródków działkowych, domyślałam się że może tam mieszka lub przychodzi z panciostwem. Kiedy zobaczyłam go pod trzmieliną zaczęłam go dokarmiać, podobnie jak robotnicy firmy budowlanej z pobliskich szeregowców. Poznałam wkrótce część jego historii: mieszkał w bloku niedaleko tych ogródków, ale komuś chyba przeszkadzał, bo wylądował na działce. Stracił dom. Początkowo karmiony, później działka została odsprzedana a pies stracił i działkę. Na jednej z działek całorocznie mieszkali tzw.lumpenproletariusze, robili imprezy, zwłaszcza w zimie, bo wtedy nikt tam nie przyjeżdżał i nie wzywał policji. Pies został przez tych ludzi przygarnięty, czasami dostawał coś do jedzenia. Pewnej zimy okazało się, że główna lokatorka altanki zapiła się lub/i zamarzła. Przyjaciele od flaszki uciekli nie przejmując się ani zmarłą, ani psem. Wtedy znalazł sobie schronienie pod trzmieliną wykopał tam małą jamkę i tam koczował. Przechodząc tamtędy z moimi psami natknęłam się na robotników karmiących pieska. Myślałam, że to ich zwierzak. Był ostrożny, zero agresji, takie lekkie wycofanie w stosunku do większego Biszkopta, ale ciekawość do Czesia i Fidka. Dopiero po jakimś czasie zgadałam się z robotnikami, powiedzieli ze on bezdomny, przy okazji spacerów zaczęłam mu przynosić karmę. Po krótkim czasie o stałej porze wypatrywał nas obok swojej jamki lub przy mostku i cieszył się na nasz widok. Przebąknęłam Adamowi o czwartym psie, kiedy wspomniał właścicielowi posesji, jego żona przybiegła do nas z awanturą i kazała wszystkie nasze psy albo uśpić albo oddać do schroniska argumentując, że ona zgodziła sie na JEDNEGO MAŁEGO psa, a już są trzy. Po kilku dniach znalazłam na posesji wyłożona trutkę na szczury, mimo że szczurów tam nie było. Zdecydowaliśmy z Adamem, że bezpieczniej dla naszych zwierząt będzie jeśli na czas kiedy ta kobieta jest z swoim zakładzie, czyli godziny 10-17, zaprowadzać psy do mojej mamy. Dlatego też nie mogłam wziąć kolejnego psa do siebie. Zawiadomiłam schronisko, żeby po niego przyjechali, ale za każdym razem kiedy samochód schroniska się zbliżał, pies dawał nogę. Nadeszła wiosna, zrobiło się cieplej, pieskowi nadałam imię Dorian, bo nikt w zasadzie o imieniu wcześniej nie pomyślał. Przy kolejnej wizycie u Doriana pojawił sie właściciel trzmieliny, płotu i zarazem posesji, którą płot okala i zażądał ode mnie, żebym zabrała stąd tego kundla, bo inaczej on sam zrobi z nim porządek. A że miał w ręce widły, to potraktowałam sprawę poważnie. Wezwała straż miejską i załadowałam Dorśka na pakę (wtedy ważył ok.15kg). Został dowieziony do schroniska, zbadany, odrobaczony i zaszczepiony, i tak w lecie 2008 zaczął się schroniskowy etap życia Doriana. Nasze schronisko jest uważane za jedno z lepiej prowadzonych, zwierzęta są leczone, na pewno nie są głodne, porcje są solidne. Dorsiek w ciągu 9 lat przybrał 10 kg. Jak juz pisałam, zamieszczałam ogłoszenia w sprawie adopcji, ale nikomu nie przypadł do serca taki "zwykły czarny kundel", nikogo nie interesował jego spokojny i przyjacielski charakter. Po prostu kundel, jakich wiele, na dodatek stary i bez palca w łapce, bo stracił w wyniku jakiejś utarczki.
Po stracie Fidka postanowiłam, że Dorian resztę życia spędzi z nami. Dalszą historie znacie...A wyrzuty sumienia Łaciu mam dlatego, że zarzucam sobie że może zbyt mało się starałam w szukaniu mu domu, może powinnam przeciwstawić się durnej babie i już wcześniej wziąć Doriana. Albo wcześniej zdecydować się na przeprowadzkę, babsztyl był rozsierdzony kiedy okazało się, że już nie będzie kasy z naszego czynszu. A tak...Dorsiek przez 9 długich lat był za kratami, dopiero w końcówce życia ma wspólny dom ze starymi znajomymi, do teraz ma jakieś skojarzenia z działkami i mostkiem, bo uwielbia przez mostek przechodzić w stronę działek, czasami zmieniam trasę spaceru a on i tak woli czmychnąć na mostek
.