O,Ty spryciaro!
Jutro wyprodukuje jakąś notkę tygodniową (notka na niedzielę), tymczasem tylko się pożalę, że miałam dziś mały wypadek, ale nie będę się wywnętrzać, bo mnie tu zaraz zaczniecie na SOR wysyłać, a u nas na SORze siedzi się milion godzin, to wolę iść spać.
Porobiłam trochę zdjęć w ostatnim tygodniu, jutro coś pokażę. Róże w drugim kwitnieniu są o niebo piękniejsze, niż w pierwszym. Zakwitła nawet
Gloria Dei, która wyprodukowała tuż nad ziemią ogromny piękny kwiat i ma jeszcze 3 pąki, a do czerwca nie miała nie tylko kwiatów, ale nawet i liści.
Po jesiennej przeprowadzce róż na nowe miejsce nie zakwitły mi wcale:
Valenzia (2 szt.),a bardzo marnie
Chippendale i
Mainzer Fastnacht (2 szt.). No ale pozostałe robią, co mogą na tych moich piachach, wzbogacanych kurzym złotem
Kwitną już marcinki we wszystkich kolorach i pięknie wygląda wrzosowisko. Widać też, że lekkomyślnie posadziłam wrzosy również w miejscu, gdzie przebiega psia ścieżka i cóż... muszę skorygować.
Dziś jest piąty dzień, jak przywracamy do życia kurkę, którą potarmosił Burek. Nie ma złamań, ale wyraźnie widać, że jest obolała i sprawia jej trudność chodzenie, a zwłaszcza pierwsze uruchomienie, bo potem już łapie rytm. Najchętniej jednak siedzi przycupnięta. Straciła też masę piór, ale to akurat najmniejszy problem.
Niewiele też je, ale wczoraj zjadła trochę twarogu z ręki, a dziś siekane jajeczko z zieleninką z młodego krwawnika. I choć bardzo powoli to idzie, to z dnia na dzień widać niewielką poprawę i mam nadzieję, że bidulka przeżyje.
Znalazłam dziś malutkie ropuszątko, a więc... w naszym ogrodzie rozmnażają się ropuchy!
Pomidory pod folią oszałamiająco owocują. Obdarowałam oboje dzieci, pozamrażałam też owoce czerwone i czarne (oddzielnie) z przeznaczeniem na ajvar do słoików, ale muszę najpierw upolować paprykę w atrakcyjnej cenie.
Zerwałam też dziś trochę owoców bzu czarnego i zamroziłam, ale nie wiem, co dalej z nimi.