Zuziu - taka pochwała z ust Twoich... dziękuję!
Kurka przejawia dalsze symptomy poprawy. Przedwczoraj, kiedy wypuściłam po południu kurki w maliniak i na pole i wracałam od tej tajnej furtki w ogrodzeniu, patrzę, a tu idzie ta sierota - pierwszy raz od wypadku zapragnęła też wyjść poza wybieg. I wyszła, trzymała się ww pobliżu ogrodzenia, ale wyszła!
Daria - ja tak sobie pomyślałam, że skoro kogutowi się spodobała, to znaczy, że ROKUJE, chyba by się nie zakochał w takiej, co to jedną nogą na tamtym świecie:) Co prawda to odwrotne rozumowanie, ale na jedno wychodzi - wróży dobrze
Basiu - R. sam komponował ten koktajl do malowania na bazie gotowego impregnatu i mówi, że pamięta proporcje. Jak wyciągnę te zeznania, to dam Ci znać.
Po wczorajszej wizycie u
Terlicy wzbogaciłam się o 7 róż: 2x
Haendel, 2x
Hermann Schmidt, 2x
Penelope, upasiona jak słoń
Sympathie. Oprócz tego: 4 żurawki, lilie pomarańczowe i żółte, kępkę liliowców, sadzonkę kłosowca, odrosty migdałka i 2 wory nasion, które zapoczątkują nowe kółka tematyczne na łące bylin miododajnych (kłosowiec fenkułowy i przegorzany).
W samochodzie w drodze powrotnej wyprodukowaliśmy koncepcję zagospodarowania zakątka po starym stelażu namiotu foliowego, który jest już wystawiony na sprzedaż i co prawda, tłumy się po niego nie pchają, ale to nie sezon... może wiosną coś się ruszy. A jak nie, to sprzedam tu takiej jednej Basi z mojej wioski, która była zainteresowana i mówiła coś o przyszłym roku. Nawet jestem jej skłonna zrobić okazję cenową
No więc... w tym miejscu powstanie ściana różana z wystawą południową! Róże-baza już są: 2 wielkie
Flammentanz, dziś dosadzone 2 wielkie
Haendle i
Dr. W. van Fleet od
Majki Edulkot
Jak zniknie stelaż, róże będą musiały dostać podparcie w postaci długiej solidnej pergoli - myślę, tak z 8-10 m, bo stelaż ma 7m... Oczywiście R. jak usłyszał, że "kupimy gotową" to już się powykrzywiał i narobił min i będzie robił sam.
No i co najważniejsze, przecież jak powstanie pergola z wielkimi krzaczorami róż, to będę MUSIAŁA dokupić w przyszłym roku jeszcze następne róże, żeby zrobić przed tą pergolą jakieś różane piętra, spływające miękko ku dołowi... Nieprawdaż???
Oj, zapomniałabym, ważna sprawa! Dziunia była uprzejma zakwaterować się przedwczoraj ponownie na strychu. Rzuciła się do miseczki i rozszarpywała żarcie, czego nigdy nie robi, bo zwykła jadać bardzo nobliwie i elegancko. Zgłodniała łachudra, więc przyszła. Tęskniłam ja. Ona jest kotem.
No ale... żeby oddać sprawiedliwość - dziś rano, kiedy robiłam śniadanie przyniosła mi do kuchni myszkę i złożyła u mych stóp. Nie dodałam jej co prawda na kanapki, ale kotka pochwaliłam, niech ma.