Alu widzę że dobrze rozumiesz tę frustrację i tę bezsilną wściekłość. Zrobisz coś, postarasz się, czasami z bólem albo naprawdę ostatkiem sił a przyjdzie zwierzak i ci popsuje. I tyle. A Ty masz kota, że tak spytam? I co on robi, śpi? Na gryzonie nie ma nic lepszego chyba że to taki kot jak mój, znosi mi z okolicy i puszcza u mnie na podwórku polne myszy bo pewnie myśli że jest za mało.
Parę fotek z dzisiejszego pochmurnego dnia,
Aniu pytałaś o róże, poszłam i się przyjrzałam, na kilku zaledwie są oznaki podmarznięcia, takie gofrowane listki:
Najwięcej ich ma pokazana tu właśnie Kolner Flora a niektóre miały jeszcze zbyt małe żeby mróz im zaszkodził. Chociaż na przykład Freisinger M. ma dość duże ale nic się z nimi nie dzieje, albo osłonięta przez dom albo po prostu odporniejsza:
Generalnie one dopiero powolutku ruszają (u mnie nie Wrocław

); Capricia ma takie listeczki, cięta dużo wyżej niż rok wcześniej:
Abraham Darby:
Jedna z gałęzi Golden Gate, próbuję je naginać ile się da poziomo ale ona ma wybitnie kruche te gałązki, zniszczyłam już kilka pięknych pędów:
Za to Polka bez żadnego problemu daje sobie wyginać w jaką stronę się chce, na takich nagiętych gałązkach pojawia się dużo pąków, raz przy razie:
Mary ma już spore listki, ona ruszyła jako jedna z pierwszych:
Powoli odbudowuje się Amber Queen, jej bardzo zaszkodziła susza:
Laguna była tak zszokowana bezceremonialnym potraktowaniem że długo nic się nie działo, dopiero teraz zaczynają pojawiać się pąki na pędach:
Te które były cięte aż do grubych gałązek tak mają bo i Luiza też dopiero ruszyła:
Obok Grandhotel z czerwonymi listkami:
Albo to uroda tej odmiany albo przypadłość tej mojej konkretnej, to Rosarium Uetersen. Starsze gałązki są mało żywotne, zaledwie tu i tam coś się różowi, jakiś maleńki pączek śpiący i nie wiadomo czy się rozwinie czy zaschnie ale za to od spodu, proszę bardzo, pełno młodych pędów. No niby dobrze że się odbudowuje od dołu ale w tej sytuacji, kiedy to będzie wysoki okazały krzew?
Mogłaby się uczyć od Polki do której ma niedaleko. Łuczki Alaski, ona też ma gęsto pąków, oby tam były też kwiaty:
A tutaj taka sytuacja, Sonnenwelt zasuszyła jeden z grubych pędów szkieletowych, tak powoli to się działo od zeszłego roku, został tylko jeden porządny:
Ale ostatnio patrzę, a tam:
A ten trzeci jeszcze się nie zdeklarował:
Z innej beczki, pierwsze pąki na Danielu:
Skyfall też coś szykuje:
Zaczynają też odrastać od korzeni chociaż na razie nieśmiało. Dzięki tym chłodom jeszcze kwitną zdechlaczki hiacynty a u stóp jałowca rozwinęły się fiołeczki które u mnie robią za chwast bo włażą w różne miejsca nie przewidziane dla nich:
Piwonie czekają na ciepełko, wyraźnie przystopowały, to największe u mnie; Old Faithful:
Edgar Jessep (?):
Coral Sunset:
Jedna z Alicji Crousse:
Próbująca się odbudować Catharina Fontijn:
Tylko jedna połowa karpy, lewa część chyba się poddała.. Festiva Maxima:
Może chociaż jeden pączuś, co? To młodziutki Ursynów:
Inne mniej lub więcej się gramolą a największy pączek ma Lorelei:
Jeszcze Henry Bockstoce, też zmalał od suszy:
W domu hipeczki, zawiązały pąki już wcześniej ale czekały na lepsze warunki i teraz zaczęły rosnąć bo co to za życie na ciemnym strychu. To Desire:
A to Showmaster, on też nie wie kiedy przestać się rozmnażać, mam już chyba sześć:
A tu najśmieszniejsza historia, moja krzyżówka Bolero x Minerva:
A z tyłu jej potomstwo, też z pąkiem a cebulka jest naprawdę niewielka wielkości małej mandarynki:
No i ciekawe czy zakwitną razem? Moja papryka idzie jak burza
Pomidorki niedługo pójdą do oddzielnych doniczek a w przyszłym tygodniu wysieję arbuzy:
To wszystko chciałoby na dwór, do słonka ale na razie nie ma jak.