Marta.
Zgadzam się z Tobą i cieszę, że nie stosujesz w swoim ogrodzie środków chemicznych.
Ogrody nigdy nie będą hermetyczną twierdzą, dlatego nawet w ogrodach bez chemii zdarzają się zachorowania roślin, ale są to sporadyczne przypadki.
Paweł.
Ja na nowo po kilkuletniej przerwie zacząłem dalszą przygodę z ogródkiem. Ponieważ córka powiększyła rodzinę postanowiliśmy razem, że przekształcimy i przeznaczymy ten niewielki teren na rekreację i wypoczynek pośród zieleni. Od dwóch lat moja praca polega właściwie na powrotnym użyźnianiu gleby poprzez wprowadzanie w nią jak największej ilości substancji organicznej uzupełnianej pożytecznymi mikroorganizmami i rosahumusem. Po dwóch latach mogę powiedzieć, że zaczął się proces powstawania próchnicy w glebie.
Myślę, że dopiero teraz wyniki mojej pracy będą przynosiły korzyści moim roślinom które nadal oczekują na posadzenie ich w stałe miejsce. Widzisz Pawle, że wszystko wymaga czasu a świeży ogródek trzeba dopiero przygotować do w miarę naturalnych warunków, aby w przyszłości był on przyjazny dla człowieka i zdrowy dla roślin.
Zaskoczyłeś mnie tym, że jakaś roślina, nawet wyhodowana w sztucznych warunkach może nie przeżyć bez chemii. Skoro tak jest to dla jej dobra należy jej to zagwarantować gdzieś w odrębnej strefie.
Pawełku. Ja nie stawiam nikomu ultimatum. Ja nawet nikogo nie proszę aby się dostosował do moich rad. To są moje spostrzeżenia poparte długoletnią teorią i praktyką które chcę przekazać w miarę mojej wiedzy wszystkim młodym adeptom ogrodnictwa, oraz tym którym nie dane było poszerzyć swoich talentów o wiedzę związaną z życiem które tętni w glebie. Wiem, że dla niektórych gleba to martwa materia i wcale się temu nie dziwię bo sam myślałem dawno temu, że żyją w niej tylko dżdżownice i krety.
Tak przy okazji to powiem Ci, że podziwiam Twoją wiedzę o iglakach i śledzę większość Twoich postów z dużym zaciekawieniem.
To co piszesz o roślinach prosto ze szkółki lub importowanych np. z Holandii to wszystko prawda. One trafiając do naszych ogrodów czują się jakby były w innym świecie. Nie są odporne na warunki jakie im proponujemy i stwarzamy, dlatego duża ich część nie przeżywa nawet pierwszego miesiąca, nie mówiąc już o roku.
Dorota.
Z Tobą też się zgadzam bo też jestem częstym gościem w szkółkach ogrodniczych i centrach handlowych. Rośliny zanim trafią do naszych rąk przygotowywane są od początku do tego aby robiły na nas wrażenie w chwili zakupu. Różne tajemnicze nawozy, odżywki czy biostymulatory nie służą im w zetknięciu się z glebą w naszych ogrodach. Nie jest to oczywiście regułą ale...
Coś jest na rzeczy a raczej na roślinie skoro ma takie duże problemy z aklimatyzacją w nowym środowisku.
Joyce.
Proces rozprzestrzeniania się grzybni wokół całego systemu korzeniowego jest stopniowy i długotrwały. Zanim grzyby wejdą w symbiozę z korzeniami to przez długie miesiące trwa walka o byt. Trafiają one w niesprzyjające dla nich środowisko, tam gdzie jest mnóstwo innych patogenów. Muszą przystosować się do warunków jakie im zapewniamy na starcie i często je zmieniać. Chodzi tu o natlenienie i wilgotność gleby a przede wszystkim o niekorzystne dla nich pH.
Joyce i Paweł. To nie my mamy widzieć różnicę po zastosowaniu Emów czy mikoryzy, tylko nasze rośliny. W przyrodzie nic się nie zmienia z dnia na dzień a na efekty równowagi biologicznej czasami przyjdzie nam poczekać parę lat. Uwierzcie, że warto.
Pozdrawiam. Waldek.