WIGILIA.
Tyle z nią wspomnień, radosnych, pełnych miłości, dobrych słów, bliskości.
Wczorajsza Wigilia była taka inna.
Tak mało nas zasiadło do kolacji, tylu zabrakło "nieobecnych", wystarczył jeden stół a zawsze trzeba było dwa i dostawkę.
Dzieci jadły potrawy raczej dlatego, że trzeba a nie dlatego że na nie czekały.
Właściwie ożywiły ich tylko prezenty.
A my, pokolenie 1960-1970 wspominaliśmy.
Jak stałyśmy z moją przyjaciółką Anią, jako 7 letnie dziewczynki, w kolejce po karpia, lub po gorący chleb w grudniowy, zimny dzień.
Wśród szarych, odrapanych domów, w szarą pogodę, z nisko zawieszonymi na niebie, ciężkimi od śniegu chmurami z czerwonymi od mrozu policzkami i nosami.
Stałyśmy, kolejka była długa i było nam zimno ale byłyśmy podekscytowane i szczęśliwe.
A potem z ciężkimi siatkami, gdy nie udało się złapać tramwaju, lub nie było w nim miejsca szłyśmy do domu.
Często po drodze znikało pół chleba.
To był dzień, gdzie można było jeść na tych "lepszych talerzach" , używać tych "lepszych sztućców" i ubrać " te lepsze ubrania".
Pamiętam ten zapach karpi pływających w wannie, jak zachwycałam się nimi i prosiłam Dziadków by pozwolili je zostawić na zawsze.
Pamiętam ten orientalny szał w zapachach pomarańczy, których na codzień nie jedliśmy i te pochowane na wyjątkową okazję czekolady z Niemiec.
To był tak wyczekany dzień, kiedy przyjeżdżała bliższa i dalsza rodzina, gdy siedzieliśmy sciśnięci przy stole ale dla niespodziewanego gościa talerz musiał się zmieścić.
Wykrochmalone, sztywne obrusy, sianko na stole ale pod każdym talerzem Dziadziuś układał pieniążek a Babcia łuskę z karpia.
Cieszyło nas że jesteśmy razem.
Pachniało choinką, udekorowaną bardzo prosto i skromnie w ozdoby domowego wyrobu, ze słomy i papieru, bombony i ciastka, łańcuchy klejone pieczołowicie z kolorowego papieru.
Początkowo nawet świeczki zapalało się w lichtarzykach, elektryczne pojawiły się później.
Cieszyły proste, "przydatne" prezenty, czapki, swetry, rękawiczki, najczęściej wysztrikowane lub wyheklowane, przez Babcię lub którąś z Ciotek.
Piórnik, kredki, słodycze, Wujek czasem nową fajkę a czasem
tylko tytoń do niej.
Wszystko wtedy było takie wyczekane i takie wyjątkowe. W skromności, a jednak tak bogate w doświadczeniu.
Czasami myślę, że dziś tego brakuje, tego bogactwa chwil spędzonych z bliskimi.
Bez stymulantów jakie daje nam tv czy internet.
Po prostu spędzenia wieczoru w ciszy wpatrując się w ogień kominka lub całkiem odwrotnie śpiewając całą przeponą kolędy, grając na instrumentach.
Tego Wam życzę w te święta BOGACTWA CHWILI OBECNEJ, wdzięczności za to co JEST.