Forum Ogrodnicze Oaza

Ja u siebie przy drodze znalazłam dwa piękne duże okazy, duże, ale młode,
a potem jak poszłam na grzybobranie to sporo , ale juz raczej średnich i małych.
Najważniejsze, żeby było widać, że grzyb mimo iż wielki to młody, jędrny,
nie podsuszony czy zżółknięty.
To tak jak z prawdziwkami. Może być duży, ale widać, że grzyb młody,
jeszcze nie dążył przejrzeć i zestarzeć się.

Ostatnio bardziej zaczęłam oglądać kanał to ci ziółko i ona ostatnio mówiła,
że suszy, proszkuje i wkłada do kapsułek żelatynowych.
Ale jak to sproszkować żeby sprzętu nie zniszczyć ?

No i przy okazji białoporków znalazłam boczniaki. Chyba pierwszy raz w życiu.

Jak sproszkować ? są takie ręczne młynki do suszonych warzyw, papryki,ziół itp. Ja na działce mam taka starą malutką maszynkę kupioną od gości ze wschodu w latach 90tych, miele na pył. Jest coś podobnego na all..., nie mówię że ten sprzęt jest dobry bo go nie znam ale poszukaj czegoś w tym stylu. Chubę raczej zmiele LINK TU lub inny TU

Wiesz, że ja takie coś to nawet miałam. Tylko, że w mojej ocenia ta huba jest taka gumowata.
Nawet jak jest dobrze wysuszona to się nie kruszy tylko ją trzeba przełamywać.
I tu upatruję problem, może niepotrzebnie?

Nie znałam "To Ci ziółka" a grzybki zażywam podobnie ( włącznie z Amanitą)
Mielę ( w starym młynku produkcji CCPP), kapsułkuję ( recznie, bo jak obejrzałam działanie kapsułkownicy to stwierdziłam: szkoda kasy i zachodu) i połykam.

Postanowiłam posłuchać " Ziółka" w temacie białoporka i znów mnie zaskoczyła swoją wiedzą:

Beatko też uważam, że podaje bardzo dobre informacje, wprawdzie jest gadułą trochę za dużą jak na mój gust,
ale warto jednak jej posłuchać.

jokaer wrote:
Aaaa... nie wiedziałem o tym, może faktycznie najlepszy byłby młynek jak pisze Beatka.

Jolu, przez lata miałam Labradora więc uwielbiam jej gadulstwo, szczególnie te wtręty o psie.
Czuję się jakbym wędrowała z Xandorem.

Ponoć robią przymiarki, żeby ukrócić zdecydowanie ziołolecznictwo.
Początek filmu

Miło wpaść w gości
Beatko, masz coś na miły początek dnia?

Co do grzybków leczniczych, to też stosuję już od dawna. I jak amanitkę jak najbardziej w proszku, to wszystkie hubowate radzę jednak ekstrahować i to poprzez dość długie gotowanie, bo to, co w nich najcenniejsze nasz organizm sam z nich nie wydobędzie.

Beatko widziałam, że w Twoim wątku w 2022 r był poruszany temat zappera. Czy może masz takie coś i używasz? Albo ktoś tu coś wie?
Ja nie rozumiem o co chodzi, bo ten od p. Clark ma 30kZh, tymczasem częstotliwości patogenów np boreliozy to 378000Hz, czyli 378kZh.
Czyli ten zapper Clark nie nadaje się na boreliozę czy pasożyty?
Taki zapper mąż może mi sklecić, ale czy to ma sens?
Jest też zapper lifebloom. To już wyższa półka i cena jak dla mnie zaporowa. Chyba, że ktoś z Was mi napisze, że to działa na 100%. Że pozbędę się pasożytów, trądziku i jeszcze schudnę.
Czy mieliście, korzystaliście, jakie macie zdanie o zapperach.
KaLo o co chodzi z tymi kZh? Nic z tego nie rozumiem.

Mam Zapper Lifeblooma.
Długo zastanawiałam się czy go kupować ze względu na brak jakichkolwiek instrukcji typu: "Jak krowie na rowie"
Używam kierując się książką Hudy Cark oraz Rife'a oraz własną intuicją, może zawodną.
Na razie na 90% wiem że usunął mi wirusa opryszczki.
Niestety nie mam teraz czasu żeby pisać czego się dowiedziałam bo na dwa dni wyjeżdżam.
Postaram się w wolnej chwili.
Jeśli Twój mąż umie zrobić urządzenie, pokażę schemat.

Udanego wyjazdu. Jeśli znajdziesz chwilkę na podzielenie się wiedzą, będę zobowiązana. O schemat też poproszę, może akurat mąż się podejmie budowy. Póki co zgłębiamy temat, bardzo nas to wkręciło.

Hej, nie zapomniałam o Tobie Celinko i swojej obietnicy.
Ale czas mi tak przecieka między palcami, że kładę się spać w niedzielę, wstaję a tu jest sobota.
Wczoraj zaś, kiedy już miałam zacząć pisać, zobaczyłam że książka Rifea do mnie nie powróciła z pożyczki.
Obiecuję, że w najbliższym czasie się tym zajmę.

I znów dzień minął nie wiem kiedy.
Trochę dziś mieliśmy wyjazdów i gdy Sławek wybierał sobie mięso do peklowania ja skoczyłam na "Dioblinę"
To taki lasek będący kiedyś granicą między zaborami z legendą że to siedziba Diabła.
Zajrzałam tam szukając polskich grzybów Mun ale widać było że już jakiś amator chińszczyzny tu był przede mną i zbiór to raptem kilka większych okazów.
Reszta maluchów została na drzewie czekając na kolejnego smakosza.
Pożeniliśmy je więc z innymi dodatkami do duszonej wołowinki.
Wyszło pysznie.
Dzisiejszy wpis będzie o nich, bardzo wartościowych, smacznych i niedocenianych ( choć dziś się przekonałam, że są inni amatorzy w okolicach Piekar )
skarbach zimowego lasu.

Uszaki bzowe (ucho bzowe, judaszowe) rosną na pniach starych krzewach czarnych bzów, olchach i klonach.
Rosną silnie po deszczach od lata do zimy a najlepiej zbiera się je jesienią, kiedy liście opadną.
Owocniki są czerwono-brązowo-fioletowe o kształcie miseczek.
Są z zewnątrz chrząstkowate, a w środku galaretowate.
Podczas gotowania nabierają wody, pęcznieją.
W potrawach są chrupiące i nie mają własnego smaku, przejmują za to smak potrawy.
Można je suszyć, mrozić, gotować, smażyć (uwaga bo strzelają i wyskakują z patelni jak żywe)

A teraz o ich właściwościach zdrowotnych:
-zapobiegają chorobom układu oddechowego,
-zapobiegają zakrzepom i silnie rozrzedzają krew ( biorąc leki przeciwzakrzepowe trzeba ich unikać)
-wzmacniają nerki,
-działają przeciwzapalnie,
-zmniejszają poziom cukru we krwi,
-działają przeciwnowotworowo,
-przeciwbakteryjne(hamuje namnażanie m.in. Helicobacter pylori),
-przeciwrzowodwe bo hamuje namnażanie Helicobacter pylori), -zmniejszają poziom cholesterolu całkowitego oraz trójglicerydów), -środek hipoglikemiczny,
przeciwwirusowy,
-kardioprotekcyjny,
-antyoksydacyjny,
-wzmacniają ogólną odporność organizmu,
-łagodzą problemy gastryczne w tym zaparcia.


I tyle.
Idźcie do lasu bo warto.

Na prośbę Alutki orzedstawiam Wam moje ciasto dyżurne, które może być piernikiem albo murzynkiem i zawierać prawie wszystko co należy spożytkować.
U mnie wczoraj była to butelkowana maślanka z lekka po terminie.
Przepis pochodzi z wczesnych lat 80 tych, kiedy z romanistyki przeniosłam się na hotelarstwo.
Mieliśmy tam wspaniałą profesor od przedmiotu, którego nazwy nie pamiętam, pamiętam za to jej nazwisko: Helena Folta.
Świat czasami jest mały więc: Pozdrawiam serdecznie

Czasy były takie, że w sklepach było tylko mleko, ocet, olej i kompoty.
Trzeba było sobie radzić.
Przepis był więc prosty i baaaardzo elastyczny.

Piernik na zsiadłym mleku p. Heleny

2 szklanki zsiadłego mleka ( maślanki, kefiru, jogurtu, śmietany )
3 szklanki mąki ( ja piekłam z orkiszowej z przemiału 2000)
1-3 jaj ( im mniej zwyczajnej, pszennej mąki tym więcej jaj)
0,5 szklanki cukru ( ja mało słodzę, więc niektórzy muszą dać 3/4 - 1 szklanki)
0,5 szklanki oleju lub innego stopionego tłuszczu
4 łyżki kakao
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
dowolne przyprawy ( wczoraj z braku typowej do piernika dałam cynamon, kardamon i goździki)
dowolne bakalie ( wczoraj dałam żurawinę, skórkę pomarańczową i słonecznik)

Przygotować dwie miski i rózgę albo inną trzepaczkę.
Składniki suche dać do jednej miski i przemieszać, składniki mokre plus bakalie do drugiej i dobrze połączyć ale nie mikserem tylko ręcznie rózgą.

Zmieszać zawartość obu misek, nie za długo, tylko do połączenia składników.
Wyłożyć na blaszkę, piec w zależności od pieca 45-60 minut w 180-190 stopni, sprawdzić patyczkiem.
Ostudzić, polać czym kto lubi i SMACZNEGO