Kolejny październikowy weekend … i tym razem ciepły, z leciutkimi podmuchami zachodniego wiatru, z nieśmiałymi promykami słońca, pachnący suchymi liśćmi, nagrzaną ziemią, swoistym aromatem przekwitających aksamitek, nagietków, astrów … coraz szybciej drobne kwiatki marcinków tulą płatki, niektóre tak mocno, że pszczoły i trzmiele bezskutecznie próbują dostać się do słodkiego wnętrza. Te krzewy, które obdarzyły nas owocami późnym latem ( aronia, borówka, jeżyna ) lub właśnie teraz są w pełni owocowania ( berberys, irga, dereń ) z tygodnia na tydzień stają się coraz strojniejsze w piękne odcienie polskiej, złotej jesieni: czerwień, rudość, pomarańcz, fiolet zyskały bardziej soczysty odcień i nawet przy zachmurzonym niebie wydają się iskrzyć jak iskierki
Na drugim końcu tej skali barw subtelną żółcią i delikatnym seledynem błyszczą nagietki, liście funkii
Na rabatce żurawkowej poszczególne królewny zaczynają festiwal kolorów – to początek październikowej maskarady






Grabiąc setki spadających liści ( mimo wszystko kocham naszą brzozę, o drzewach owocowych nie wspominając ), zgarniając pot z czoła – ciepła, bezwietrzna pogoda powodowała, że nawet niewielki wysiłek fizyczny skutkował niezbyt miłą zadyszką nasłuchiwałam coraz śmielej odzywających się ptaków; teraz, kiedy lęgi wyprowadzone, potomstwo odchowane i wyprawione w świat, nie trzeba konkurować o płeć piękną ani przeganiać absztyfikantów z tak ciężko zdobytego terytorium … można poświęcić większość czasu na … nie, nie wcale nie na błogie leniuchowanie i odpoczynek po rodzicielskich trudach. Teraz trzeba jak najlepiej przygotować się na nadejście zimy, a więc – gromadzimy zapasy w postaci orzechów laskowych i żołędzi ( przodują w tym sójki, a ja co roku wyrywam dębowe siewki ), wyjadamy ostatnich gąsiennicowych maruderów, usilnie szukamy co tłustszych owadów, ale przede wszystkim przestawiamy organizm na dietę roślinną: nasiona, ziarna, orzechy, owoce na krzewach – dzisiaj miałam okazję podglądać sikory bogatki toczące zaciekłą walkę z mazurkami o … budkę lęgową. Siły nie były wyrównane, stosunek ilościowy 1:3 dla mazurków i bogatka, po krótkiej manifestacji postawą grożącą musiała uznać przewagę rodziny.
Wspomniane mazurki, bogatki i sikory ubogie z wielką dokładnością przeszukują wszelkie zadrapania na korze drzew, mój rudzik Rudolf ostrożnie, ale równie sumiennie krzątał się pod bzem i w pobliżu kompostownika, para kosów opanowała przestrzeń pomiędzy aroniami a czereśnią, ale „hitem” dzisiejszego dnia okazał się najmniejszy z polskich ptaków, czyli mysikrólik. Od kilku tygodni słyszeliśmy jego ciche, dźwięczne popiskiwanie dochodzące ze starych świerków, ale nie mogliśmy go zlokalizować. I właśnie wczesnym popołudniem, kiedy nieludzko umordowani ( no, bez przesady ) rozciągnęliśmy ciała na ławie, psy klapły obok … w tujach pojawił się sam on – Mysik

Maleńki, z pomarańczowym „irokezikiem” na główce – przemiły akcent na zakończenie dnia.
Ale, ale, zapomniałabym o najważniejszym – z punktu widzenia grzybiarzy

Oto dzisiejszy plon

- 14 dorodnych kani.