W pierwszym odruchu chciałam przyjąć postawę obronną i wyjaśniać, dlaczego zdecydowaliśmy się na szkołę niepubliczną... ale chyba nie muszę?
Każdy ma jakieś priorytety, nie mnie osądzać, czy lepsze, czy gorsze...
Nie jestem nastawiona na
mieć w ponadstandardowym wymiarze... wystarcza mi takie mieszkanie, jakie mam, takie wakacje, na jakie jeździmy czy taki, a nie inny samochód, choć ktoś może powiedzieć, że to mało...
Nam wystarczy... i koniec...
Pewnie pamiętacie, w jakich okolicznościach znalazł się w tej szkole Młody? Państwowe gimnazjum - moloch połączony z liceum, gdzie oddziałów jednego rocznika było chyba z sześć, po ponad trzydzieści osób każdy, nie zdał egzaminu w przypadku zdolnego wrażliwca z problemami w nawiązywaniu relacji społecznych... idealnej ofiary prześladowań dla zachłystujących się testosteronem nastolatków...
Przekrój społeczny? A i owszem... tylko tak się składa, że największymi agresorami były dzieciaki z tzw. dobrych domów...
Roszczeniowa postawa rodziców... plus bezstresowe wychowanie...
I co zrobić?
My chroniliśmy własne dziecko... stąd decyzja o kontynuacji edukacji w takiej, a nie innej placówce...
To akurat nie jest szkoła dla dzieci tzw. nowobogackich... choć i takie mamy w mieście...
Ale jest to po prostu szkoła przyjazna... nie pozwalająca krzywdzić dzieciaków...
Nie bez znaczenia pewnie jest fakt, że prowadzona jest przez stowarzyszenie wyznaniowe, choć nie jest w niej prowadzona żadna indoktrynacja, a jeśli ktoś życzy sobie zajęć z religii, to są one traktowane jako zajęcia pozalekcyjne, dodatkowo odpłatne...
Uczniowie uczą się etyki...
Klasy są mało liczne, więc siłą rzeczy trzeba uczestniczyć w lekcjach aktywnie i to procentuje - pojętny uczeń nie musi już pracować w domu, a wszelkie braki, czy niezrozumienie tematu są wyłapywane na bieżąco i uzupełniane...
Zarówno jedno i drugie moje dziecko zaliczyło publiczne przedszkole i podstawówkę... wiec mają świadomość, że różne bywają statusy rodzinne, społeczne, finansowe... nie są też rozpieszczani ponad miarę, bo i my nie należymy do
gadżeciarzy...
Młoda pewnie poradziłaby sobie świetnie w publicznym gimnazjum, ale... mamy możliwość dać im coś dobrego: niematerialnego, ale co za to ma szansę zaprocentować w przyszłości... zaprocentować dla nich, nie dla nas, bo nie traktujemy dzieci jako inwestycji w sensie materialnym...
I na dodatek tę szkołę niemalże widzimy z okien
choć tak się składa, że jeszcze bliżej zlokalizowana jest inna niepubliczna placówka edukacyjna... takie zagłębie