Wielbicielkom remontu dedykuje fragment ksiazki M. Zurakowskiej "Muchy w zupie i inne dramaty"
Polecam goraco bo nie moglam sie oderwac a i humor sie poprtawia czlowiekowi natychmiast..
poniedziałek
Maz wyjezdza w delegacje, mam trzy dni na przeprowadzenie małego, ale koniecznego remontu. Brygada umówiona juz wczesniej tylko czeka na wkroczenie do mieszkania. Trzeba bedzie wybic mała scianke działowa w kuchni, zeby wreszcie mozna było normalnie usiasc i zjesc wspólnie posiłek. Ostatnio przy jednym stole jedlismy, zanim urodziły sie dziewczynki. Aha, maz jak kazdy mezczyzna nie znosi remontowego rozgardiaszu w domu, zrozumiałe wiec, ze wole to załatwic pod jego nieobecnosc. Pani w firmie remontowejnprzekonywała mnie, ze taki remoncik to pestka.
9.30
Przyszli specjalisci - pan Ziutek, majster, i pan Kazek,pomocnik. Obejrzeli miejsce akcji i jak na komende zaczeli cmokac i z dezaprobata krecic głowami.
- To by trzeba szubsztrosem, ale nie... Nie wejdzie, za mało miejsca. Jak wy sie w tej kuchni miescicie?
- Własnie sie nie miescimy - wtracam niesmiało - ale gdyby tak te scianke rozwalic, to zyskamy akurat tyle powierzchni,zeby stanał duzy stół...
- Dobra - zakomenderował pan Ziutek. - To ty, Kazek,skocz do sklepu, a ja przygotuje narzedzia. Kawy by pani zrobiła.
- Ale mam tylko cappuccino...
- Trudno, niech bedzie!
10.30
Pan Ziutek, po kawie, wyjał potwornych rozmiarów młot i połozył pod sciana. Sam zaczał opukiwac sciane.
- To cegła?
- Cegła, cegła.
- No dobra, zapalim, i do roboty...
10.45
Majster wział do reki mordercze narzedzie i uderzył w sciane. Wokół sypie sie gruz, ale mimo to chwila jest wzniosła!
10.55
Pan Ziutek po trzecim uderzeniu zasapał sie niemozebnie.Siadł na moim najlepszym fotelu i odpoczywa... W takim tempie remont skonczy sie na Boze Narodzenie, a moje małzenstwo jeszcze wczesniej...
11.10
Wraca Kazek z dwoma piwami.
- Kultury trzeba cie uczyc! - krzyczy pan Ziutek. - Dla pani domu nie kupiłes?! Sami bedziemy pic?!
Oswiadczam uroczyscie, ze piwa nie lubie i w ogóle za alkoholem nie przepadam.
11.30
Kazek wyburzanie sciany troche podgonił, ale tak jak majster po kazdym stuknieciu młotem odpoczywa. Piwa juz nie ma. Robie kolejne kawy, sterta gruzu rosnie w przerazajacym tempie, ale jakos majstrowie nie kwapia sie, zeby go zniesc na dół. W koncu, kiedy nie ma juz jak sie ruszyc w przedpokoju, zrezygnowani przesypuja gruz do wiader i ida do smietnika.
11.50
Wpada sasiadka z dołu.
- Długo jeszcze sie beda tłukli? Czekam, zeby dziecko połozyc spac.
- Oj, to jeszcze długo poczekasz, jakos niesporo im idzie...
- A duzo jeszcze zostało?
- Do wyburzenia tylko ten kawałeczek...
- Odsun sie - zakomenderowała moja kolezanka, podnoszac z podłogi młocisko nadnaturalnej wielkosci, i biorac zamach zza ucha - uderzyła! Prawie wcisneło ja w podłoge, ale młot walnał w resztke sciany jak taran, rozwalajac ja doszczetnie.
- No - otrzepała rece. - To ja lece kłasc mała spac!
Zostawiła mnie lekko osłupiała i wybiegła z mieszkania.
15.30
W chwili, kiedy juz postradałam wszelka nadzieje, wracaja moje fachmany. Przepraszaja, ale po drodze do smietnika spotkali kumpli, którzy robia remont tu niedaleko u jednego doktorostwa, ale jaki! Wymiana wszystkich drzwi i okien, na podłogi parkiet i marmury, i złote baterie w łazienkach. Jestem pod wrazeniem, troszke mi nawet głupio, ze moim rozwalaniem sciany ani Kazek, ani co gorsza Ziutek nie mogli nikomu zaimponowac. Ale za to sciana juz wyburzona do konca, tylko wyniesc gruz!
- No tak, ale gruz wyniesie sie jutro, na dzis to wystarczy!
- Ale panowie, ja musze ten remont skonczyc pojutrze!
- Sie zrobi! - odpowiada Ziutek i obaj wychodza.
wtorek
11.20
Siedze na zgruchomionej kupie cegieł i tynku, po fachowcach nie ma dymu ni popiołu. Denerwuje mnie ten bałagan, a jeszcze bardziej swiadomosc, ze czas ucieka.
- Mamunia - krzyczy mój syn z kuchni. - W herbacie mam kawałki tynku, kiedy to sie skonczy?
- Sama chciałabym wiedziec! Synus! Bierz wiaderko i lec do smietnika!
12.30
Dziecko wyniosło resztke gruzu. Gdyby nie dziura w scianie, nikt nie powiedziałby, ze w domu cos sie remontuje. Własciwie trzeba tylko brzegi obłozyc taka specjalna listwa, takie przynajmniej były plany...
14.30
Dzwonie do firmy. Uprzejma pani informuje mnie, ze niestety nie ma ani pana Kazka, ani Ziutka, niestety, a jako
powód swej absencji podali zatrucie pokarmowe.
- Podobno pani ich czyms poczestowała...
- Ja?! U mnie tylko pili cappuccino!
- A tak! - ucieszyła sie pani. - Własnie tym sie zatruli, no w kazdym razie dzis do pani nie przyjda - odkłada słuchawke.
Jak sie mozna zatruc cappuccino? To juz predzej oblewali ten doktorski remont.
sroda
Dzien zero. Jesli do wieczora nie uda mi sie zatrzec sladów po remoncie, mój maz niewatpliwie popełni czyny
gwałtowne. Niestety, fachowców nie widac. Dzwoni telefon.
- Mam dla pani przykra wiadomosc, panowie fachowcy dzis nie przyjda, dostali pilne zlecenie.
Rece opadaja mi do kolan.
- A moje nie jest pilne?! Zostałam z wyburzona sciana!
- A co tam jeszcze ma byc?
- No, panowie mieli zamontowac takie metalowe listwy na krawedziach, nie wiem, jak to sie nazywa...
- Aaa, to prosze pani, sama moze to pani zrobic, trzeba zrobic tak, kupic cement, takie listwy, no w sklepie pani powie do czego, to sprzedadza, szpachelke i na pewno sama da sobie pani rade, to nie jest duzo roboty!
Podbudowana na duchu łapie torebke i pedze do sklepu.
18.30
Skonczyłam. Nie wierze własnym oczom, ale powoli ostatnie slady upiornego remontu znikaja z kuchni.
19.00
Telefon.
- Kochanie, za godzine jestem w domu i wiesz, przyjedzie ze mna Roman, zrób jakas elegancka kolacje, taka wiesz, swiece i te rzeczy.
Odkładam słuchawke i pedem biore sie do roboty.
22.30
Kolacja bardzo udana, maz jeszcze słowem nie zajaknał sie o remoncie, tylko od czasu do czasu rzuca zdumione spojrzenia na miejsce po byłej scianie. Konwersacja przy stole niczym górski potok, przy swiecach jak chyba kazda kobieta czuje sie piekna, jestem szczesliwa i własnie wtedy spostrzegam na moim ulubionym pierscionku, w miejscu kamienia szlachetnego, stwardniały kawałek cementu, a na włosach interesujacy balejaz z farby emulsyjnej i resztek tynku. A ja pełne zaciekawienia spojrzenia Romana przypisywałam swojemu urokowi osobistemu.
I drugi fragment.
Ela wróciła z urlopu bardzo zadowolona.
- Było swietnie - oznajmiła na progu.
- Przeciez jeczałas, ze jedziesz tylko na działke, zadnej ciekawej przygody i komary.
- Komary były i lało jak z cebra, ale i tak cały urlop spedzilismy na werandzie. Wstawalismy o 6 rano i było fascynujaco!
- Słuchaj, a po co wstawaliscie o 6, przeciez ty lubisz pospac.
- Budziła nas taka grucha, co miesza zaprawe...
- Budowaliscie cos?
- My nie, nasz sasiad.
Zamarłam, sasiad Eli znany był z niezwykłej wrecz pedanterii i dokładnosci.
- No to musiał byc niezły cyrk!
- Pewnie, obserwowalismy to wszystko z zapartym tchem. Trzech kolejnych majstrów odprawił, bo byli niedokładni,
w koncu jeden mu podpasował i zaczeła sie budowa...
Zamarło zycie towarzyskie na sasiednich działkach, mojego meza tez od werandy nie mozna było oderwac, wszyscy z wielkim napieciem sledzili postepy w budowie. Ty wiesz, ze kazda połozona cegła była uderzona młotkiem 16 razy? Ani mniej, ani wiecej... Ten majster na poczatku troche sie buntował, ale widac zalezało mu na pracy, bo szybko sie przystosował... Po pieciu dniach miałam opanowane bez pudła: jajko na miekko - 4 cegły, na twardo - 7, kompot najlepiej gotował sie na 12, a kukurydza na 22 cegłach. Zycie nabrało zupełnie nowego sensu, urlop na placu budowy... Emocje siegały zenitu, kiedy sasiad linijka kontrolował odległosc miedzy cegłami, musiały miec dokładnie 2,5 milimetra. Jesli tylko cos sie nie zgadzało, majster zaczynał robote od poczatku.
- No to faktycznie, niezły ubaw...
- Niezły ubaw to był, kiedy przyjechała zona sasiada odebrac budowe, i powiedziała, ze teraz najlepiej bedzie połozyc baranka, no wiesz, taki tynk, bo ona widziała na jednym domu rózowy i strasznie sie jej podobał.
- I co na to sasiad?
- Nic, jako człowiek niezwykle zorganizowany słucha swojej zony jak rzadko kto, ale majster przezył załamanie nerwowe.