Emalio, Romo, bardzo Wam dziękuję za miłe słowa, ale z drugiej strony nie chciałabym robić z tego wątku czegoś nostalgicznego i smutnego. Pozwoliłam sobie podzielić się z Wami wszystkimi moimi refleksjami, bo jest to wyjątkowy wątek na tym forum: taki straganik, gdzie my, straganiarki, prowadzimy sobie różne pogaduszki, i dyniowe i "okołodyniowe"i nawet całkiem prywatne. Czasami takie "wygadanie" swoich emocji bardzo pomaga. Nie znamy się osobiście, ale poprzez to forum tworzymy jakąś wspólnotę, w pewnym sensie nawet bliższą niż wspólnotę sąsiedzką. Nie było jednak moją intencją zasmucanie wątku. Po to właśnie przytoczyłam część rozmowy z miłym księdzem (nawiasem mówiąc, zmienił on mój pogląd na księży, który dotąd był troszkę inny) - po to, by powiedzieć, że czasami dwa, trzy trafne zdania jakiejś mądrej osoby bardzo potrafią nam pomóc, żal i smutek przekuć na pozytywną energię.
(Bardzo żałuję, że nie spotkałam kogoś takiego kilka lat temu, gdy straciłam mamę. Pogrążyłam się wtedy w smutku i rozpaczy na wiele miesięcy, i niepotrzebnie, bo odbiło się to negatywnie na mojej córce i mężu i przybranym synku.)
Największym dobrem i największym wyrazem miłości dla tych, którzy odeszli - powiedział miły mądry ksiądz Bolesław - nie jest pogrążanie się w smutku, zamawianie iluś tam żałobnych mszy, ale pozytywne działanie dla dobra rodziny i innych. "Teść nie byłby zadowolony,gdybyście siedzieli całe święta jak sowy i płakali i odmawiali różaniec od rana do wieczora. Modlitwa, owszem, jest potrzebna, ale służyć ma dobru i radości, a nie rozpaczy. Pani zadaniem jest zapewnienie dobrostanu swojej rodziny, przywrócenie energii i chęci życia swojej teściowej, bo wiele zadań jeszcze macie do wykonania, tu na ziemi. A najbliższe, skoro parę dni temu byłem u teścia na wezwanie teściowej, i poczęstowała mnie pysznym serniczkiem dyniowym od synowej, to zamawiam taki sernik dla moich dzieci z hospicjum na święta".
Dziś przejrzałam swoje dyńki hokkaido na parapecie. Pisałam wcześniej, że nabyłam je kilka dni temu, po zrobieniu "dyniaczka", kupiłam, zrobiłam kolejny "dyniaczek" i zawiozłam teściom do spróbowania. Kupiłam dyńki w dużym sklepie ogrodniczym, który trzymał dynie na wolnym powietrzu, wybrałam kilka, nie ruszonych, moim zdaniem przez przymrozek, ale dziś patrzę, że trzy zaczynają się już psuć, takie miękkie miejsca zaczęły się w każdej przy ogonku, szybko obrałam, upiekłam i mus do słoików. Dwie jeszcze zostały twarde. Pójdą na serniczek do hospicjum.Wniosek taki, że jak tylko grożą przymrozki, dynie należy zabrać do ciepłego. Nie wierzyć, że -1, -2 stopnie dyniom nie szkodzi.
Wybaczcie trochę przydługą pisaninę, ale piszę też po części dla Ani, założycielki tego wątku, która wcześniej napisała, że u niej smutek, nie będzie Świąt i choinki. Aniu, głowa do góry! nie jesteś sama, nie poddawaj się negatywnej energii, tylko wydłub tę pozytywną, jak mówi ksiądz Bolesław.