Forum Ogrodnicze Oaza

Babcia Ala wrote:
Alu, nawet nie wiesz jak wielką mi sprawiłaś radość Jestem ten sam rocznik co Ty 40 lat temu, gdy jeszcze byłam nastolatką, codziennie wraz z moją przyjaciółką wieczorem biegałyśmy. Oczywiście nie znałyśmy się na gwiazdach, więc pas Oriona nazywał się u nas "łańcuszek szczęścia", a sam Orion, to był Mały Książę. Do dzisiaj mamy kontakt i często patrząc w niebo na te gwiazdy, które teraz umiem nazwać, wspominamy siebie na wzajem i nasze marzenia, plany, westchnienia do chłopaków. Bo to taki był czas.
Dziękuję Ci, że w końcu wiem, na co patrzę i choć do końca życia będzie to dla mnie łańcuszek szczęścia i Mały Książę, to lubię wiedzieć jakie są prawdziwe nazwy Pozdrawiam
Dorka - PomiDorka

bela wrote:

Dzięki PomiDorka może w końcu i u mnie urośnie bo ostatnio wysiałam dwa opakowania pietruszki jedną korzeniową a drugą naciową i ledwo zamroziłąm mały woreczek jak tylko zrobi się cieplej i stopnieje śnieg to zasieję choć jedną grządkę.

Mamma wrote:
Marlenko dziękuję za propozycję. Daję sobie tydzień na dojście do siebie. Jeśli mi nie przejdzie to się zgłoszę.
Póki co to mnie nie widzę poprawy.

Pogoda jak wczoraj. Ciemno i 1 stopień. Dalej błoto. Zresztą to błoto na drobiowych wybiegach nawet w mrozy potafi być miękkie. Widocznie "coś" je grzeje.

P.s. czy nasiona poziomek trzeba mrozić przed wysiewem? Czy już czas?

Pogoda b/z i tak ma być przez kolejnych 8 dni, tylko ma sypać śnieg. Zapowiedziane 3 h słońca na niedzielę Niemiec właśnie odwołał. W nocy -1, w dzień +1, niebo stalowoszare, resztki topniejącego śniegu. W takiej rzeczywistości nawet uwijające się przy karmniku ptaki trudno dostrzec, tym bardziej, że okno brudne.
Mamma wrote:
Czemu darmozjady, myślałam żeby je mieć, podobno gryzonie nie lubią ich wrzasku, nie drapią jak kury, tyle że jajka znoszą w chaszczach

PomiDorka, do usług, miło mi, że czasem moje wpisy komuś na coś się przydadzą, a tym bardziej gdy sprawią radość

Ja mam z Franchi pietruszkę naciową Comune, synowa nie mogła się nachwalić, że tak dobrze odrasta po ścięciu, tym bardziej, że z kupnych sadzonek jej nie rosła.

We Wrocławiu też pogoda constans. Po prostu wziąć sznurek i szukać gałęzi...
Mimo to zmusiłam się do wyjścia do ogrodu i dzięki temu, że dostałam jako gwiazdkowy prezent lekką ręczną pilarkę łańcuchową, podcięłam wydatnie ogniki, co rozpychały się na pół resztek trawnika, kłując mnie niemiłosiernie przy koszeniu tegoż. Oraz kalinę - jeden konar położył się na dachu budki narzędziowej i dotykając zgromadzonego tam śmiecia zaczął wypuszczać korzenie , co okazało się po ucięciu.

No i wróciłam pieszo (zabrano mi samochód ) z sukami z przychodni wet, około 2 km - zaszczepione, więc na pożegnanie usłyszałam "obyśmy się spotkali dopiero za rok".
Uważam, że powinnam dostać odznakę "aktywna staruszka"

Nawet oczar i jaśmin w tych mrokach niezbyt efektownie wyglądają.

Aniu ale Ci za to pięknie pachną. Oczary uwielbiam, nie mam ani jednego
No to chyba jesteś prekursorką prac w ogrodzie - moje sekatory czekają na przegląd

Babcia Ala wrote:
Darmozjady bo jajka niosą tylko od wiosny do jesieni. Myszy w kurniku są, więc o gryzoniach, to raczej mit. Choć spokojnie mogą robić za kota. Jajka faktycznie znoszą gdzie popadnie, ale za to są przepyszne. Rosół też (ponoć podobny do tego z bażanta). Ale największe wady to, po pierwsze; ich krzyk. Uszy pekają, jeżeli masz sąsiadów, to może być duży problem. Po drugie; są bardzo płochliwe i panikujące. Złapać to jest bardzo ciężko, potrafią sobie w panice łapy połamać. No i latają lepiej niż kury, dosyć sprawnie przelecą przez nawet kilku metrowy płot.
Ja mam teraz ze 30szt., bo jakoś obiecuję im ciągle "zaproszenie" na obiad i słowa nie dotrzymuję Ale ja i tak bardzo lubię te dostojne ptaki. Gdyby tylko niosły się zimą, to nie miała bym tych kur-brudasów.

Niewiarygodne - słońce pokazało swoje oblicze

Aktualnie termometr wskazuje jeden stopień poniżej zera. Leciutki wiaterek.


Dobrego weekendu

Edit: już po słońcu.

U mnie też pokazało się słońce, ale tylko na momencik. Chyba tylko po to, żebyśmy nie zapomnieli jak wygląda. Teraz znowu ciemnawo, dołująco
Spokojnego dnia

Słońca nie ma od niedzieli.Nie ma wiatru więc nie ma czym oddychać a spacery odwołane.Rano trochę pochlapała mżawka na razie deszczowa.Ogólnie może nie jast za zimno ale jest ponuro,smrodliwie,mokro.Niebo całkowicie zachmurzone siwymi chmurami.Drzewka ani drgną.Przymrozku nie było.Teraz termometr wskazuje 5,5*C.

Każdy kolejny dzień jest podobny do poprzedniego.Ciemno,ponuro,mokro.Chyba zapomnę jak wygląda słońce. Dzisiaj temp.miedzy 0 a 1 na plusie.Z nieba momentami sypie drobny śnieżek.





Za ogrodzeniem na płynącej rzeczce bobry zrobiły tamę, którą musimy jak najszybciej zlikwidowac,bo woda zacznie zalewać mi działkę.

To ja się trochę wyłamię z narzekań. W moim drugim życiu jest tak:

Już pod Bolkowem...



Rododendronowo



-1, z ołowianego nieba leci coś między rozmarzającym śniegiem a kryształkami lodu, ale i tak pięknie.Tylko mało widać.













Pozdrawiam od gór, heeejjj!

-1.W nocy spadło trochę śniegu, ranek ponury,bezwietrzny,nadal bez słońca.





Po spacerku trzeba się ogrzać

Ponuro już od kilku dni, temperatura w okolicy 0st.C. Ale co tam, mąż chętny do budowy nowych skrzyń w warzywniku to jak nie skorzystać.

Dziś poranek obył się bez przymrozku.Dalej brakuje słońca a niebo jest całkowicie pokryte chmurami.Nawet psiak nie bardzo ma chęć na spacery i szybko wraca do domu.Podwiewa bardzo lekki wiaterek,który nie uwolni powietrza od smrodu i innych plag palenia wszystkim.Ogólnie to smród,ciemno,mokro i brzydko.

U nas dzisiaj jakby trochę jaśniej. Niebo jest zachmurzone, ale to już nie są takie ciemności, jak przez ostatnie dni. Na termometrze -1*. Dzisiaj przyjeżdża starszy z rodziną, więc będę miała zajęcie
Dekster preferuje podgrzewaną podłogę w łazience


Spokojnej soboty

Janko,no chyba po to tę podłogę macie, by Dekster grzał plecki

W Karkonoszach = na mojej wysokości = -2 i tak:



Na zdjęciu nie widać jednak tego, co leci z ołowianego nieba i zmienia wszystko poniżej mojego kawałka w profesjonalne lodowisko. Nawet szpilki daglezji i sosen jakby zatopione w szkle.



Zaznaczyłam "na mojej wysokości", bo dosłownie odrobinkę wyżej drobniutki śnieżek i cudnie. Natomiast my musieliśmy łopatami i kilofem odkuć lód z najbardziej stromych ostatnich 25, może 30 m drogi zamienionej w rynnę bobslejową. Nie czuję prawego ramienia i barków. Ale alternatywą było pozostawienie tutaj samochodu, aż droga odtaje "siłami natury".

Na osłodę ciasteczka z pekanowcami i rodzynkami. Proszę się częstować.