Forum Ogrodnicze Oaza

Aniu "moje" dzikusy pomimo intensywnej resocjalizacji dadzą się pogłaskać tylko czasami, z wyjątkiem rozpłodowej kotki, którą chciałabym wysterylizować, bo mam już 5 kotów, ale ona nie pozwoli się zbliżyć mniej niż na 1,5 do 2 m. Ale podgrzewane matą miejsce w piwnicy chętnie zajmują. Z ich powodu otwór w okienku stale otwarty i w te mrozy chyba mi zmarzła z tego powodu passiflora, a w piwnicy mieliśmy ziąb. Cóż począć, nie mam sumienia zostawić ich samym sobie, bo nie przeżyją.
Tu gdy były małe dzikusy w szopce, dałam im jakąś starą agrowłókninę. Na zdjęciu też rozpłodowa mama, wołamy na nią Szpicbródka



a to Łaciatek, obecnie największy po 1,5 roku udało mi się go pierwszy raz pogłaskać.

Ale śliczna kocia rodzinka! Myślę, Alu, iż mają szczęście że na Ciebie trafiły i jest szansa, że się przywiążą i dadzą głaskać. Jesteś na miejscu, więc kontakt z Tobą mają częstszy , niż w moim przypadku kiedy ogród nie jest przy domu.
Też miałam takie przyjemności - parokrotnie kotki przynosiły w pyszczku dzieciaczki.. w porywach było kiedyś 12 sztuk !
Można godzinami obserwować takie maleństwa - akurat był czas wakacji i czas na to... niezapomniane wrażenia, a teraz pozostały wspomnienia i fotki.

Ikea powinna reklamować ten mebel jako stolik z funkcją legowiska dla kotów

Fajny mebelek dla kociambrów, grzech zabierać na kwiaty.

Jeszcze moich futer tu nie było, trzeba nadrobić zaległości.

Zacznę od najstarszego, Fabio, 12 lat.



Tymon, 2,5 roku



I to są stali rezydenci. A co chwila zlituję się nad jakąś przytuliskową bidą i zabieram na tymczas. Odchowam, znajduję im domki, serce trochę boli przy oddawaniu ich, a potem kolejny biedulek potrzebuje ratunku. Fabio nie lubi obcych w domu, pomału jednak godzi się z tym, że pani coś ciągle przygarnia, a Tymon uwielbia te maluchy i pomaga mi je niańczyć.

Czwórka czarnulków (Jennefer, Cirilla, Yarpen, Cahir)



Irish (Masza) i Kimchi, rodzeństwo, które trafiło do mnie w wieku 2 dni, wykarmione na smoczku.



i ostatni wychowanek Foryś, jak widać z upodobania ogrodnik.

Jolu, chapeau ba

Podziwiam. I wspaniale, że możesz im domy znaleźć.

Jolu, cudne kitusie !

Miałam mieć jednego, potem doszedł kolejny ze schroniska i to już miał być koniec aż tu 1 sierpnia 2020 pod domem wylądował podrzutek. Kości obleczone skórą, zawszony na maxa . To chyba były jego ostatnie godziny życia, przewracał się i strasznie płakał jakby błagał o pomoc Z córką akcja, kot dostał małe co nieco jeść a za chwilę wylądował u weta .
Zdjęcie poniżej to 15 dni później

Dalej pod opieką weta powolutku dochodzi do siebie a zdjęcie z 4 pażdzierniaka.

I zdjęcie z 15 lutego tego roku. Luka waży 3.400 , kilka dni temu miała być sterylizacja czy kastracja jak kto woli ale...mamy świetnego weta, nikt od razu nie trafia pod nóż a najpierw badania, krew ,mocz i co się okazało , że dzieciak dla nas chodż, podobno to nie dzieciak a kotka około 6 lat , ma problemy z nerkami i to poważne. Ponoć nerki na krawędzi . Oczywiście leczymy a z zabiegu zrezygnowaliśmy .

Będzie dobrze bo musi być dobrze .

Takie opowieści są smutne i zarazem budujące, tija

tija wrote:
I tak trzymać. Pod troskliwą opieką kiciula jeszcze będzie hulać Już wygląda pięknie, to i na pewno w środku też jej wypiękniało.
Kociska są takie mądre, Luka wiedziała, do kogo zapukać.

Takie miny robi moja kociczka, przez wszystkich nazwana Babcią, bo zawsze chodzi cichutko, zgarbiona, jak do domu wchodzi mój mąż.

Dziewczyny pomóżcie.
Na naszym podwórku od tygodnia grasyją lisy. Nie wygladają na chore.
Natomiast mam problem z Misią - 8 letnia kotką , wysterylizowaną.Od jakiegoś czasu gubiła sierść , mniej jadła. Od 3 dni chodzi wkurzona , syczy na inne kotki ,
które mieszkają z nią w domu. chowa się po kątach . Niepokoi mnie też , że strzepuje noga ( nie wiem jak to opisać ) , tak jakby coś miała na pośladkach. Wydłubywałam jej z sierści
ostre kłosy traw ale to chyba nie było bezpośrednia przyczyną jej zachowania. Dzwoniłam so kliniki i powiedzieli mi , że jak nie jest pogryziona to wścieklizny nie ma. Umówiłam się na szczepienie przeciw wściekliźnie ( szczepię wszystkie ). I nie wiem jak Misi ulzyć... co o tym myślicie ?

Kasiu, tu żadne gdybanie laików przez internet nie pomoże.
Jeśli kotce ewidentnie coś jest - pakuj ja do autka i do dobrego weta.
Wścieklizna nic tu nie ma do rzeczy - zresztą, wg mojego "Dr Doolitle" nawet studenci weterynarii często nie mają szans zobaczyć wściekłego zwierzęcia w naturze, odkąd lisom rozrzucane są szczepionki.

Aniu wiozę ją w poniedziałek. A przy okazji wszystkie szczepię . Misia siedzi teraz na balkonie ,pomiziała się pogadała ale z ukrycia nie chce wyjść . Zostawiłam ją w spokoju.
Wiesz to moja córcia.... wychowana przez smoczek , odebrana osobie która chciała ją utopić.
I może ktoś powie , że jestem szurnięta ale kocham ją bardzo i serce mnie boli jak cierpi. Może w poniedziałek się coś wyjaśni.

Kasiu, nie jestem kotowa (choć kocur był naszym pierwszym domowym zwierzem), lecz doskonale Cię rozumiem.

W razie co - nasz domowy wet jest dobrym kocim lekarzem.

Dziękuję Aniu.

A oto moja 17 letnia kotka Maja. Z interwencji wzięta jak miała 3 miesiące. Ogonek miała złamany i kość trochę krzywo się zrosła. I tak jest ze mną prawie całe 17 lat.:

To są aktualne zdjęcia? nie widać tych lat.