Forum Ogrodnicze Oaza

Zrobiłam syrop z kwiatów czarnego bzu. Ma ponoć stać teraz 4 dni pod ściereczką. Trzymacie go w domu czy w chłodnym miejscu??

Aguś fotki z wyjazdu super.... nikt nie skąpał się ???
Z syropem nie pomogę nigdy nie robiłam, nawet nie piłam, ale słyszałam, że pyszny jest.... Niesamowicie pachnący..... naleweczka też

Wszyscy wyszli na ląd suchą stopą Nie było pogody odpowiedniej na kąpiele

Znajoma u której byliśmy właśnie miała świeżo zrobiony, więc popróbowałam i się zachwyciłam.
Muszę poczytać przepisy w necie, bo nie podała mi gdzie to ma stać.

Przy takim cięciu będzie marnie z przyszłorocznym kwitnieniem. Galijki kwitną na starych pędach.

Syrop chyba do chłodu... Nie robiłam, ale jakoś tak mi się plącze w głowie, że on dość nietrwały.

Na moich Maskotkach w doniczkach tez juz dojrzalam pare pomidorow a jednego, to juz takiej znacznej wielkosci - takie male a cieszy. A najbardziej mnie ciesza - malusienkie ogorasy w gruncie ktore wczoraj dojrzalam, bo koper tez wzial sie i zaczal rosnac
Tez mi sie wydaje, ze takie syropy to raczej w chlodniejsze miejsca, zeby to fermentowac za szybko nie zaczelo.

Nie martwi mnie przyszłoroczne kwitnienie galijek. One są bardzo stare, krzew schorowany, wyłysiały miejscami. Aż się prosi o odnowienie, a odrasta jak chwast. Ja odmłodzę przy okazji płot, one odmłodzą się same i korzyść obopólna

Syrop wystawiony na chłodny ganek Ma tak postać tylko 3-4 dni, potem go odcedzam, zagotowuję i w słoiczki. Radzą pasteryzować, ale ja robiłam niewielką ilość, bo bez już przekwita. Zleję wrzący i po ostudzeniu będę trzymać w lodówce.

Moje Maskotki niestety nadal zupełnie zielone, ale to może i dobrze. Jak wrócę z Taterków to będą w sam raz do jedzenia Koper mam mizerny, mam nadzieję, że w końcu ruszy konkretnie. Ogórki... cóż... na razie jeszcze małe, więc owoców nie ma. Najważniejsze by przetrwały moją nieobecność bez żadnego choróbska.
Za to groszek będę musiała poobrywać, bo już ładne kuleczki ma.

Lucyno,robię syrop co roku.W tym roku zrobiłam jakieś 50 słoiczków,mniejsze większe.
U mnie stoją 2 dni. Normalnie w kuchni. Odcedzam,dodaję cukier,zagotowuję,wlewam do słoiczków i odwracam do góry dnem,żeby się zaciągnęły.Zamykam na gorąco czyli Nie pasteryzuję i trzymam w garażu,nie straciłam ani jednego słoiczka.Natomiast po otwarciu do lodówki i w miarę szybko zużyć, inaczej pojawiała mi się pleśń ...

Kajaki?Hmm jak się zgadacie ,dajcie znać,może i ja bym powiosłowała?

W takim razie jutro odlewam i zagotuję. Bardzo mi odpowiada bez pasteryzacji Potem zaniosę te zaklęśnięte do piwnicy, a jak się jakiś nie zamknie to trafi do lodówki. Wyjdzie nie za wiele, na pierwszy raz w sam raz W przyszłym roku nazbieram dorodniejszych kwiatków a nie jakieś resztki.
Będę pamiętać, że jesteś chętna na kajaki, im nas więcej tym lepiej!!

Wiecie dziewczyny i chłopaki, że mam WAKACJE???

A kto dzieciom jutro świadectwa rozda?

To nie praca tylko przyjemność

Wspomnienia wyjazdowe

Pierwsze zdjęcie,taki widok mogłabym mieć z okna.

Ja miałam taki widok jak na drugim... do czasu, kiedy sąsiad na tej linii zbudował dom... duży zielony

Aguś, ja po latach przyjmowania kwiatów w tym roku musiałam je kupować nauczycielom mego synka
Łomatko, jaka to gimnastyka Ile się nalatałam, żeby coś sensownego zakupić

Ja mam takie widoki na co dzień. Co prawda nie z okna, ale zaraz tuż. Tam gdzie byliśmy jest krajobraz bardzo zbliżony do naszego, tylko do morza mamy znacznie dalej.

Siberko, dobrze, że mi przypomniałaś o kwiatkach Zaraz po powrocie ze szkoły wrzucam wszystkie do wanny koło szklarni i tam nabierają wigoru po uczniowskich wymiętoleniach Gdybym je wstawiła do wazonów od razu, połowa do rana by padła.

Ostatnio jest modne zamiast kwiatka - czekoladka Chyba łatwiej dostarczyć pani w całości
Mój synek i córcia już z dawania kwiatków wyrośli. Córa często mi pomaga w szkole i tak było też przez ostatnie 2 tygodnie, bo już miała wolne po sesji. Sama dziś dostała swojego pierwszego nauczycielskiego kwiatka od jednego z moich uczniów.

Moja kocica łowna jest tak sobie, ale czasem jakieś dary państwu z wdzięczności za wikt i nocleg w ich łóżku przynosi. 3 dni temu piski jakiegoś nieszczęsnego stworzenia z drugiego pokoju dobiegały, ale po chwili ucichły i o temacie zapomnieliśmy. Po pewnym czasie patrzę, a tu środkiem pokoju spaceruje sobie krecik
Myknął za szafę, bo choć niby ślepy musiał mnie zauważyć. Zrobiliśmy akcję łowną i krecika w wiadrze wyniosłam daleko.... aż na 2 stronę szosy i jeszcze się oglądałam czy za mną nie lezie. Kiedy poprzednim razem wywaliłam kreta przez płot na pole za sadem wieczorem miałam cały sad przekopany. Taka była jego wdzięczność za uratowanie życia.

Fotów wyjazdowych ciąg dalszy - z wizytą w Glinianej Zagrodzie

terlica wrote: Taaa, jasne. Komary by Cię zeżarły

Fajna opowieść o kreciku. A moja Kora chyba wpadła w trans w tym roku - wczoraj był już czwarty.

Chciałabym żeby Lence tak już zostało. Ale do tej pory złapała chyba tylko 2 krety w całym swoim życiu, więc marne szanse.

Ja nie chcę krakać, ale u mnie komarów niemal nie ma. Nie ma także lata, ani upałów, ani ciepłych dni, że nie wspomnę o nocach...
Ogórki podjęły jakiś protest zbiorowy chyba, bo wyglądają marnie i jakieś choróbsko się na nie rzuca. Rano dostały oprysk przeciw-rzekomo-mączniakowy. Jutro lecę ogórki na kanciastą plamistość.
Na pomidorach zauważyłam pierwsze objawy zarazy i poleciałam infinito, nie ma co czekać aż się paskudztwo rozprzestrzeni pod moją nieobecność.

Zjadłam dziś pierwszego Cytrynka. To jest jednak pomidorek, bo ma wszystkie inne koktajlówki pod sobą.
Narobiłam dziś oprysków jak dzika, skosiłam łąkę trawną na calutkim podwórku. Jst tak pięknie, że żal wyjeżdżać.
Objadłam się na zapas wiśni, porzeczek, agrestu, groszku...