W złą godzinę wypowiedziałam marzenie o częściowym zachmurzeniu
Zachmurzenie od południa jest całkowite
Ledwie zdążyłam w ogrodzie podlać kilka wysuszonych od wczoraj donic, nadeszła burza...
Z gradem
Kiedy spadły pierwsze krople deszczu, zamiast, jak normalny człowiek, schować się do domu, ja poszłam do szopki... I dzięki Bogu, bo po chwili poczułam na plecach uderzenia lodowych kulek.
Wizja poszatkowanych host dała mi takiego kopa, że błyskiem wyciągnęłam z szopki kilka wielkich szmat i popędziłam nakrywać moje hościaki
Biegnąc podjęłam decyzję, że nakrywam najpierw te, przy których będę najczęściej chodzić. Tak więc narzuciłam 2 płachty agrowłokniny na pokazywane ostatnio (powiększane) hostowisko. Narzuciłam!!! Ładnie powiedziane
Wiatr i opad mieszany tak szarpały szmatami, że troszkę mi zeszło na tym narzucaniu
Na szczęście pod ręką było kilka kamieni...
Potem pomknęłam do szopki po inne materiały: wielką czarną filię budowlaną i naście worków, a także 4 wiadra i kilka donic.
Tym razem okrywałam hostowisko pod leszczynami czyli pokazane dziś rano (cień). Obok stała wielka taczka, wjechałam nią przez truskawki i przykryłam Color Glory. Na Beauty Substance narzuciłam swój wielki płaszcz przeciwdeszczowy
Jesienią sadzone maluchy przykryłam folią (z obawą, że mogę połamać hostom liście. Potem biegałam po pudła i inne wygrzebywane stopniowo worki (w szopce mam okropny bajzel)
Trochę to trwało
Kilka host (naprawdę mało) nie zdążyłam przykryć i wyglądają tak:
Piękny Helsinek wygląda tak
Przekwitał, więc nie ma czego żałować
Myślicie, że jestem nienormalna, bo śmieję się po gradzie???
Radość z uratowania wielu host i poczucie dobrze spełnionego obowiązku
zapewniają mi tę pogodę ducha
Poza tym cieszę się na wszelki wypadek, bo jutro może się okazać, że trzecia burza jednak narozrabiała (druga przeszła bokiem), więc płacz zostawiam sobie ewentualnie na jutro
To jeszcze kilka dziurawek, które oberwały zanim je nakryłam:
Winter Snow - ma więcej zniszczeń, ale z tyłu... Nie będzie widać... A ja w tym roku nie zamierzam ABSOLUTNIE WYCINAĆ USZKODZONYCH LIŚCI
Beauty Substance spod płaszcza
Chyba Royal Standard
Kiedy deszcz ustał i zdjęłam z host okrycia, nie wyglądały najlepiej
Tak np. prezentowała się Albopicta
Co więc zrobiłam po obfitym deszczu? Podłączyłam wąż do kranu i umyłam swoje hostki
Prawda, ze było warto???
Ciekawa sprawa, że na zdjęciach nie widać ani jednej kulki gradowej
Ale wiem dlaczego. Po prostu gradobicie nie było wielkie. Grad padał rzadko i od razu się topił, bo temperatura była piekielna. Większość roztopiła się pewnie zanim spadła na ogród... Na moje szczęście
Okrycie mojej grupki, która w tamtym roku ucierpiała najbardziej: American Halo, Lakeside Cha Cha i Royal Standard (inna niż wcześniej pokazywana)...
I nagroda za trud ratowania
Miały szczęście, że najpierw chronił je dom, a kierunek wiatru zmienił się kiedy już je okryłam zabłoconą agrotkaniną