Cicho... wszyscy już pewnie zakopani w pościeli... a ja, dla odmiany, spać nie mogę...
Pewnie to wina popołudniowej drzemki, która przeciągnęła się nieco, zaburzając rytm doby...
Może to zatem dobra pora na pierwszy od dawna wpis we własnym wątku?
O tym, co działo się w tak zwanym międzyczasie, można by dużo pisać... nie był to najlepszy okres w moim życiu, wiem również, że mój nastrój i samopoczucie mogą się nagle ponownie pogorszyć...
Takie huśtawki mogliście tu i w poprzednich wątkach obserwować od pewnego czasu, teraz z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy wskazać czynnik powodujący te wahania...
Niedawno dowiedziałam się, że choruję na boreliozę... ta diagnoza poniekąd ucieszyła mnie, bo dzięki temu wyjaśniła się geneza wielu dolegliwości, nękających mnie od lat, a pozostających w sferze zjawisk o niewyjaśnionym podłożu i przyczynie...
Niestety, oprócz zaburzeń somatycznych, choroba ta oddziałuje również na psychikę, w szczególności zaś odpowiada za stany depresyjne, czego doświadczałam w ostatnim czasie aż nazbyt dotkliwie...
Przede mną leczenie, choć pomijając samą obecność krętków, bardziej dotkliwe są dla mnie zmiany, które są już konsekwencjami ich długoletniej obecności w moim organizmie (zarażona przez kleszcza zostałam prawdopodobnie 30 lat temu), dlatego w wielu przypadkach można już tylko działać objawowo lub łagodzić skutki - ale łatwiej to robić, znając winnego...
Nie zamierzam podporządkowywać swojego życia chorobie, nie czuję się przerażona ani zdruzgotana - może dlatego, że przez wiele lat z nią żyję i wiem, jak to życie wygląda...
Ale mam świadomość, że po dobrych dniach mogą przyjść znów te gorsze i nie mam na to wielkiego wpływu...
Dlatego proszę Was o zrozumienie
A co poza tym?
Ogrodowo ten sezon był niezbyt intensywny, skutki suszy ocenimy na wiosnę, ale nie zamierzam się tym zamartwiać...
Jesienią ogród nieco zmienił wizerunek, pożegnałam wszystkie róże z różanki, pozostawiając tylko te rozsiane po innych rabatach i pnące się po pergolach i altankach...
Dosadziłam trochę (nooo... takie większe trochę) azalii, zacebulkowałam się - do ziemi poszło ponad tysiąc sztuk - głównie tulipanów, narcyzów i krokusów, jeszcze wczoraj upychałam nieco wyprzedażowej drobnicy
Dwa ostatnie dni poświęciłam (w wolnych chwilach) na porządkowanie ogrodu: trawnik i rabaty wygrabiłam z opadłych liści, wycięłam większość bylinowych suchelców, związałam kępy traw...
Patrząc dziś na przepowiednie meteorologów, mogę stwierdzić, że był to tzw. ostatni dzwonek... w najbliższym czasie mamy zapewnione solidne podlewanie z chmurki...
Poniekąd dobrze, bo w przypływie lepszej formy, zabrałam się ostatnio za zmiany we wnętrzach, wiążące się z większą lub mniejszą... hmmm... nazwijmy to dyplomatycznie: dezorganizacją
Obecnie na tapecie (nomen omen - bo tapetowanie też będzie) przedpokój... jeśli na etapie instalacji elektrycznej nie dojdzie do rozwodu, to potem będzie już tylko z górki
To by było z grubsza (aaaaa... nie lubię tego słowa i nie obiecuję, że temat odchudzania nie będzie powracał
) tyle...
Wypadałoby okrasić to jakimiś zdjęciami, ale od wakacji aparat poszedł w odstawkę i został odgrzebany dopiero niedawno...
To może tylko to, co już było pokazane w innych wątkach...
Uprzedzając pytania: miotły zostawiłyśmy na parkingu