Zauważyliście, jak często z melancholią wspominamy dawne czasy, a wraz z nimi wszelkie okoliczności im towarzyszące ? Mam na myśli nie tylko smaki czy zapachy, ale zapamiętane widoki, miejsca, do których chętnie sięgamy pamięcią i w których czuliśmy się bezpieczni i szczęśliwi, ludzi i zwierzęta, ich zachowania, reakcje, emocje i to, jakimi po prostu byli ... Zastanawiającym zbiegiem okoliczności taka podróż w czasie ma ścisły związek z naszym "peselem" - wraz z upływem lat coraz częściej ( i chętniej ) pozwalamy sobie na taką ucieczkę w przeszłość.
Myślę też, że to, jak odbieramy sytuacje z dzieciństwa czy lat młodości ( w zależności od dekady, na jaką przypadły ) ma niebagatelny wpływ aktualna sytuacja gospodarcza, socjalna czy społeczna. Kiedy w Polsce trwał stan wojenny i panowała wszechobecna beznadzieja, cieszyliśmy się dosłownie na wszystko i wszystko smakowało i pachniało najpiękniej na świecie. Z sentymentem wspominam cudem zdobyte pomarańcze, rodzynki czy czekoladę, nie wspominając już o bardziej przyziemnych zakupach. Teraz ze zgrozą obserwuję walające się na śmietnikach zepsute cytrusy, chleb, wędlinę. Czy "tamte" pomarańcze tak bardzo różniły się smakiem, że obieraliśmy je z nabożnym skupieniem, a owoce z dzisiejszych marketów beztrosko wyrzucamy ? Na pewno wiele z Was pamięta cichcem przemycane przepisy na czekoladopodobną czekoladę - wtedy smakowała wybornie, a każdy kawałek był wydzielany przez Rodziców i zjadany powoli, aby na języku jak najdłużej pozostał smak kakao...
Książki. Pamiętacie cudowny zapach farby drukarskiej i szorstkie papierowe stronice każdej kupionej książki, atlasu czy podręcznika ? Do dzisiaj jedyną akceptowalną dla mnie formą przekazu pisanego jest "żywa" książka z księgarni, choć jej specyficzny, charakterystyczny zapach już dawno wywietrzał, ale szelest kartek i dopiski ołówkiem nadal są niesamowitą radością.
To nie my zmieniliśmy się. Zmienił się świat dookoła nas i wymusił inne spojrzenie na rzeczywistość; sprawił, że zmieniła się nasza hierarchia ważności, w codziennym życiu mamy inne priorytety, inne wymagania, dążenia i oczekiwania.
Najważniejsze jednak jest to - tak sobie po cichu myślę - aby nie stracić dziecięcej radości poznawania świata i w głębi serca ( duszy ) pozostać sobą. Ale to temat na inną opowieść...
Zgodnie z obietnicą wyciągnęłam z garnka mniejszą część piernikowego ciasta ( dojrzewało miesiąc ) i upiekłam troszeczkę pierniczków. Pierwsze wrażenie jest niesamowite: "dlaczego wcześniej nie robiłam piernika staropolskiego" ????
Ciasto jest cudownie elastyczne, puszyste, miękkie, z łatwością daje się wałkować ( należy robić to delikatnie, aby wałkiem nie zmiażdżyć struktury ). Jedyne, o czym musimy pamiętać, to zachowanie odległości między ciasteczkami na blaszce - rosną szybko i ochoczo
Smaku upieczonych pierniczków nie jestem w stanie opisać - maślano-korzenny, bardzo słodki ( pomimo, że zmniejszyłam ilość cukru ), a miąższ ... poezja
Zanim jednak zabrałam się za Świąteczne Pierniczenie, odwiedziłam działkę, korzystając z pięknej, ciepłej i słonecznej pogody. Porozwieszałam trochę "kalorii" i owoców dla skrzydlatych:
Zgrabiłam ostatki liści, ale bardzo delikatnie, jedynie po wierzchu trawnika:
Nie wytrzymałam i skubnęłam parę listków pietruszki naciowej i mizernych sałat - co by ucieszyć oczy zielenią w grudniu..
Kilka migawek z grudniowego ogrodu
... pozdrawiam wszystkich bardzo cieplutko ...