Przepraszam za dlugie niepisanie. Podlamalo mnie to, ze sluzby chca zabrac corke, jesli Dave wroci. i to, ze czesc osob, nawet w dobrej wierze, popiera to. Bo naprawde staram sie stworezyc jej dobre warunki i zeby nie miala traumy.
W tej chwili trzezwo patrzac nie jestem w stanie sie rozwiesc-nie jestem przygotowana psychicznie na sprzedaz domu i podzial majatku w tym koni, czym straszy mnie maz.
Z terapeutka nie rozmawialismy tylko o koniach. Cala sesja trwala kolo 2 godzin, z czego o koniach rozmawialismy moze kwadrans. reszta rozmowy byla o oczekiwaniach wzgledem terapii i wlasnej przyszlosci-powiedzialam, ze musze nauczyc sie walczyc o siebie, poprawic wlasny wizerunek w swoich oczach i wiare w siebie i swoje mozliwosci-obie i terapeutka i Missy zauwazyly, ze kiedy mowily ze jestem wiele warta moim odruchem bylo zaprzeczanie i spuszczanie glowy; wspomnialam o potrzebie prawnika zeby dowiedziec sie o mozliwosciach alimentow, rozwodu i wszystkich finannsowych mozliwosciach i rozwiazaniach, jakie ewentualny rozwod niesie. Bo co z tego ze wyguglam, jesli nie bedzie sie do mnie odnosic. Tak jak to, ze mialam nadzieje, ze moge wniesc o separacje, bo w Maryland po opuszczeniu pierwszego meza bylismy wseparacji z racji oddzielnego mieszkania ertc. Ale w Teksasie separacji nie ma. Jesst albo malzenstwo albo rozwod.
Nastepna sesje mam jutro rano. Prawie dwa tygodnie od poprzedniej sesji. A czas ucieka.
Na razie skupiam sie na biezacych wydatkach-popieram pewna sume pieniedzy zaraz po wyplacie meza (na co narzeka) i staram sie gospodarowac. Niestety wychodzi tak jak wychodzi, ze ciagle sa niespodziewane wydatki jak bela siana wczesniej, bo siano zgnilo i potrzebowalam swiezego, dodatkowa lucerna i wiecej karmy w tym okresie (wyplata jest co dwa tygodnie) bo sa zimne noce i coraz czesciej zimne dni, wiec konie wymagaja wiecej karmienia, jutro przychodzi kowal do przyciecia koniom kopyt, wiec kolejny wydatek ktorego nie da sie odlozyc, bo i tak czekam na niego od dwoch tygodni, taki jest zajety.
Psy tez zaczely pochlaniac wiecej karmy, wiec nie da sie zaplanpowac tak, ze na konie w tym okresie wydam tyle, na psy tyle, a tyle na siebie i dziecko, bo caly czas wartosci sie zmieniaja, a maz sie wscieka jesli pobiore z konta ponad absolutne minimum.
Uciekam w remont, zeby zajac rece i zeby dokonczyc pewne rzeczy w czaise nieobecnosci meza, zeby nie mial powodow do wszczynania burd o burdel w domu tzn narzedzia i materialy porozkladane po katach. Bo nieo da sie zanosic i przynosic wszystkiego za kazdym razem dogarazu, musze to gdzies skladowac. A jego to wkurza.
Poza tym, gdyby jednak doszlo do podzialu majatku wole doprowadzic dom do takiego stanu, zeby dostac wiecej pieniedzy, bo kazdy kupujacy bedzie wolal dokonczona lazienke zamiast rozgrzebana.
We wtorek bylo Halloween. Corka nie mogla sie doczekac, maz mial zabrac ja na odwiedzanie domow w miescie, bo tam jest wiecej ludzi uczestniczacych w zabawie i gotowych rozdawac cukierki. Dostalam wiadomosc, zeby przygotowac ja na 6 wieczorem. Dziecko sie ubralo, zalozylo kostium, pomalowalam jej wlosy larba w spreju (odgrywala lisa), zrobilam makijaz. I czekamy...6.40 wyslalam wiadomosc, gdzie jest, odpisal ze jest w drodze. Napisalam, ze czekamy i zeby nie odwiedzal znajomych, bo i tak naginamy prawo, ze zabierze corke na zabawe. odpowiedzial agresywnie "what the f..." i ze jesli mi sie nie podoba ze chce odwiedzic znajomych z nia, to moge ja sama zabrac. Tak wiec zamiast tlumaczyc, ze nie chce zeby niepotrzebnie ryzykowal, ze ktos moze doniesc do sluzb, zabralam ja do miasta. W czasie jazdy mialam ze 20 telefonow od niego (nie powinien dzwonic do mnie), ktore zignorowalam-raz, ze lamie prawo, po drugie mam zasade ktorej przestrzegam, ze w czasie jazdy nie odbieram telefonow i nie smsuje. Dla bezpieczenstwa. A dodatkow zaczelo sie zmierzchac i byl ogromny ruch samochodowy, wiec musialam sie skupic na prowadzeniu.
Po przyjezdzie w miejsce, gdzie co roku jezdzimy z dzickeim na zbieranie cukierkow, gdzie jest duzo domow otwartych dla dzieci, odebralam wiadomosc glosowa, ze jest na mnie wsciekly ze nie odbieralam telefonow, ze to jest brak szacunku, ze zabralam mu dziecko (?) i ze w zamian za to zabiara z domu cala elektronike. Bo nalezy do niego, jest na niego i ze moge sie teraz nacieszyc zyciem bez TV, komputera i internetu.
Z dzieckiem bylysmy godzine, miala duza frajde, zebrala mnostwo slodyczy. W miedzyczasie odebralam kilka telefonow od meza, gdzie histerycznei wrzeszczac zaczal wyzywac mnie od suk, ze ma ze mna problem ostatnie 4-5 lat (?) i ze to ja jestem przyczyna jego alkoholizmu. Wiec powiedzialam ze jesli to ja jestem przyczyna, ze pije, to on jest przyczyna mojej depresji -co jest w sumie prawda. Zaczal sie wzbraniac, ze moze w 10 procentach, bo reszta jest wrodzona, nastepnie ze przeze mnie jest na terapii, czuje sie jak smiec i ze ma ochote sie zabic.
Corka uslyszala to, bo wykrzykiwal tak glosno, i zaczela plakac. Wzielam ja do domu, po drodze znowu dostawalam mnostwo telefonow, ktorych nie odbieralam. Po powrocie zobaczylam ze drzwi na taras sa sszeroko otwarte , dom jest zimny jak w psiarni bo tempo na zewantrz byla kolo przymrozkow, dzwi do pokoju corki sa otwarte (zawsze zamykamy drzwi na zewnatrz kiedy wypuszczamy kota z pokoju, zeby nie uciekl i nie stalo mu sie cos zlego), zniknaly wszystkie komputery wliczac ipada mojego i corki, jej telefon, jej tv, modem.
Po kilkunastu minutach, kiedy corka w szoku plakala a ja probowalam ja uspokoic, dostalam telefon, ze moze teraz bede w koncu z nim rozmawiala, skoro wczesniej nie chcialam. Powiedzialam, ze nie rozmawiam w czasie jazdy i ze nie zycze sobie byc nazywana suka i byc owiniana o jego problemy. W koncu wrocil, rzucil elektronike na krzeslo i wyszedl mowiaz ze jest wsciekly na mnie i nie chce ani rozmawiac ze mna ani mnie widziec.
Nie wspomne, ze w tym momencie zlamal prawo, ze ma byc 200 m ode mnie i ze nie ma prawa zblizac sie do domu. Ale cieszylam sie ze odzyskalam rzeczy, bo nie chcialam dzwonic na policje, zeby je odzyskali, bo nie chce wtracic go do wiezienia. W koncu rachunki sa placone z jego pensji, jesli pojdzie do wiezienia, straci prace i wtedy stracimy wszystko. Swoja droga widzialam ze byl podpity.
Zaczelam podlaczac wszystko z powrotem, corka zauwazyla ze nie mam wsrod tych rzeczy jej telefonu, ktory jest nam potrzebny, zbey mogla byc ze mna w kontakcie, np czy zajecia szkolne sa odwolane, czy mam po nia pojechac czy wraca szkolnym autobusem. Wyslalam wiadomosc ze prosze o zwrot telefonu. Dostalam telefon, w ktorym znowu wyzwana bylam od suk, ze zalezy mi tylko na pieniadzach i gadzetach. Probowalam wytlumaczyc spokojnym glosem ( a bylam w histerii z powodu trego calego zachowania) ze potrzebujemy telefonu dla bezpieczenstwa corki. Odpowiedfzial ze nie slyszy co mowie, wiec zaczelam powtarzac to samo podniesionym glosem, wiec wrzasnal ze nie slyszy i odrzucil polaczenie.
Wrocil, rzucil telefon na moje biurko i zaczal demonstracyjnie kulec i klac. Powiedzial, ze zamiast wrzucic samochod na parking (tzn skrzynia automatyczna na zatrzymanie sie), wrzucil na cofanie, i znalazl sie miedzy samochodem i sciana z kamieni, ktora wybudowalam kolo garazu dla ochrony przed wjechaniem na pokrywe studni glebinowej. I ze samochod przygniotl go tak, ze pewnie pekla mu rzepka kolanowa i jedzie do szpitala.
Wyszedl, godzine pozniej dostalam wiadomosc, ze noga jest ok, tylko stluczona. Chyba nie pojechal do szpitala.
Nastepnego dnia dostalam wiadomosc ze przeprasza za wczoraj i ze nie zrozumialam go, bo on napisal o zabraniu corki jako sarkazm. No coz, bylo napisane jako "no to sama ja zabierz" i zadnego sarkazmu w tym czy ":zartu" jak mi napisal, nie widzialam. Dodatkowo nie oddalabym mu corki widzac ze jest pod wplywem.
Napisalam ze najwyrazniej terapia nie dziala i powinien zmienic terapeute.
A z mojej strony moge powiedziec, ze pracuje nad soba, wczesniej staralam sie uciekac od sytuacji, ze musialabym pojsc miedzy obcych ludzi, wieczorem (socjofobia) , ale zrobilam to dla corki, zeby nie miala zepsutego dnia, na ktory dlugo czekala. Ze stawilam czola mezowi, choc balam sie tak, ze poryczalam sie.
Po jego qwyjsciu zadzwonilam do Missy z prosba o przyjazd, wyplakalam sie jej, uspokoilam, corka tez bo bardzo Missy lubi i traktuje jak ciocie, mala potem poszla z usmiechem spac, ja juz spokojna tez usilowalam troche ogarnac dom i pojsc spac.