Na szczescie okazalo sie, ze z noga nic powaznego sie nie stalo, prawdopodobnie skaczac obtlukla kosc w stopie. Bolesne ale niegrozne. Zostala dzis w domu na wlasne zyczenie, choc sie wahala, ze minie ja dzien w szkole (heh, zebym ja tak w jej wieku zalowala, ze mnie ominal dzien w szkole!
), pod koniec dnia juz zaczynala biegac..wroc..?szybko chodzic" wedlug niej (zostanie prawnikiem, jak nic!
) i powstrzymalam ja od skakania z kotemw objeciach na trampolinie u przyjaciolki, Missy. Mysle, ze przynajmniej kot byl mi za to wdzieczny
Tak wiec jutro zabieram ja samochodem do szkoly (wtedy nie musi przechodzic takiego dystansu jak z parkingu dla autobusow szkolnych) plus bede miala okazje porozmawiac i uprzedzic, ze moze wymagac pomocy (choc nie sadze, patrzac na jej ganianie za psami), potem mam spotkanie z jej nauczycielka nt jej postepow w nauce -indywidualna wywiadowka, wieczorem ma pierwsze zajecia w chorze koscielnym dla dzieci-tak sie cieszyla w zeszlym tygodniu, ze zaczyna i okazalo sie, ze zajec tego dnia nie bedzie.
Jutro chor szkolny po szkole, znowu odbieram ja indywidualnie, nie bedzie wracala szkolnym autobusem. W piatek ma urodziny kolezanki, zostaje w hotelu na noc do nastepnego poranka.
A w miedzyczasie musze umowic kowala na struganie kopyt u Shy i Babe, u Shy dodatkowo oblamala sobie przednie kopyto z jednej strony. Probuje tez dokonczyc wylewke-dzis zrobilam 11 workow i prawie skonczylam, zostal mi kawalek z przodu, wiec dokupilam kolejne 5 workow.
I na tym kasa sie konczy, zostaje cienko na przezycie. W piatek ma byc ponizej zera i codziennie pokazuja nizsze i nizsze przewidywane temperatury, wiec staram sie jak moge dokonczyc, zeby moc zamknac konie w stajni na noc.
Z tymi chorobami psychosomatycznymi to jest prawda, przy ostatnich atakach paniki i stresie w ostatnich miesiacach zaczelam miec bole serca, a wiem ze serce i cisnienie mam w porzadku.
Wczoraj mialam pierwsze spotkanie z terapeutka, starsza pania, ktora prowadzi tez hipoterapie. Ma 6 koni, z czego do jazdy w tej chwili nadaje sie max polowa, reszta jest albo w szpitalu (mlody Walker z uszkodzonym okiem), problemy zdrowotne lub wiek. Wyobrazam sobie, ile opieka nad taka gromadka kosztuje!
Ale ciekawa jestem jej koni. Z tego wszystkiego z mojej terapii i planu na nia-tzn nauczenia sie doceniania samej siebie i w zwiazku z tym szukanie pracy, zdryfowalysmy na konie i ich chody (ma dwa walkery), siodla i problemy zdrowotne...
Juz mi sie ta terapia podoba!
Pomocy w zasadzie nie dostalam i nie dostane. Bo w ciagu dwoch tygodni, kiedy zabralam sie za rachunki i zaczelam splacac zaleglosci, panie zdecydowaly, ze pomoc mi niepotrzebna. Niewazne, ze teraz zyjemy na dwa domy i niesttey to dwukrotnie wiecej wychodzi-czynsz, oplaty i wyzywienie. Do tego posunely sie do proby emocjonalnego szantazu, ze jesli Dave wroci, to zabiora mi corke. Bo nie powinna wychowywac sie w patologii-niewazne ze nauczyciele ja chwala, z zachowaniem nie ma problemow i jest jedna z najzdolniejszych w szkole. No patologia i juz.
Jestem szantazowana i naklaniana do pozostawienia domu i przeniesienia sie do wynamowanego miejsca o niewiadomym utrzymaniu, wielkosci i umiejscowieniu. Bo tak jest wedlug Child Protection Services lepiej dla nas obu. Zostawic dom, zwierzeta i wszystko co mamy (no bo jest wspolne, wiec nie moge wziac bez pozwolenia wspolwlasciciela, to troche sarkastyczne z mojej strony), i przeniesc sie. Na jak dlugo tez nie wiem, bo zapytane o konkrety i powiadomione o moich obawach dotyczacych braku zarobkow i mozliwosci samodzielnego utrzymania, panie nic nie odpowiedzialy poza frazesami ze dziecku bedzie lepiej z dala od ojca.
tylko ze dziecko tez trzeba nakarmic, przyodziac i dac pieniadze i czas na inne potrzeby. Kazda z nas, ktora ma dzieci, wie ile kosztuja, wiec nie docenilam takiego wlasnie unikania konkretnych ofert: gdzie, na jak dlugo i za ile chca nas ulokowac.
Zostal miesiac do powrotu Davida, chyba ze firma, ktora go 'wykupila', zdecyduje inaczej.