Czesc Wam wszystkim
Przepraszam za dluga nieopbecnosc. Musialam troche przemyslec swoje zycie i wiele spraw. Nadal rozmyslam nad rozwodem. Dave nie zmienil sie, z dobrego nastroju przeskakuje na pasywno-agresywny. Mysle, ze po prostu nie znosi mysli, ze skrewil zycie nie tylko swoje, ale nasze.
W miedzyczasie zaliczylam kilkudniowy pobyt w klinice psychiatrycznej, co wspominam jako koszmar. A wszystko przez to, ze Racher, pracownica Child Protection Serives, znowu mnie straszyla, ze jesloi nie zrobie tego co ona mi kaze, to zabiora mi dziecko. Dostalam ataku paniki, Rachel przestraszyla sie i wezwala pogotowie. Na wstepie dostalam kolejnego ataku paniki widzac tuzin facetow rozpartych w klinice na siedzeniach, ogladajacych TV i gapiacych sie na mnie. Cofnelam sie i probowalam otworzyc drzwi, automatycznie blokujace sie od srodka...
Przy poomocy dwoch pielegniarej i pielegniarza obezwladniono mnie i zostalam uspiona zastrzykiem przez ubranie, w ramie, a pielegniarki przed tym zastanawialy sie czy nie bedzie szybciej w szyje...to zupelnie mnie przerazilo.
Odmowilam posilkow w grupie, wiec cztery dni zylam na wodzie z kranu i szklace mleka, ktora dostawalam rano dzieki pielegniarce. To bylo wszystko. Pod koniec czwartego dnia bylam na tyle slaba, ze nie moglam zbytnio chodzic. Zaczeto mi pobierac krew, wyniki pokazaly ze zaczynaja z odwodnienia wysiadac nerki.
Kiedy siostra meza odebrala mnie z kliniki, nie moglam sama zejsc pos chodach do samochodu. Chrios chciala zabrac mnie prosto na ostry dyzur, ale mialam dosc igiel i obiecalam, ze bede pic Pedialite i napoje dla sportowcow z elektrolitami przez nastepne dni.
W tej chwili chodze do terapeutki, ktora pomaga mi stanac psychicznie na nogi, malymi krokami a nie wyznaczajac od razu duze cele typu "znajdz prace i uniezaleznij sie od meza", choc taki mam plan.
Znowu zaczelo mi zdrowie szwankowac, bo przepracowuje sie w domu i wokol. Koncze swoj prysznic-zostalo mi w sumie wkleic cztery kafelki i zamontowac armature, bo caly drenaz do kanalizacji juz zrobilam, lacznie z rurami i kolankami zapobiegajacymi przykrym zapachom. Takze miejsce na zamontowanie toalety stoi i czeka. Niestety, musze prosic o pomoc i nikt nie ma czasu
, a nie moge tego zrobic sama-trzeba uniesc 40 kg i powoli opuszczac je na dwa bolce, celujac w dwie dziurki u podstawy toalety. Nie mozna potem przekrecac, bo pusci pierscien z czegos w rodzaju parafiny, ktory uszczelnia polaczenie rury odplywowej muszli i rury w podlodze.
Zaczelam wiec uzywac prysznica w drugiej lazience, gdzie z kolei odkrylam, ze ten kto to budowal, nie mial zielonego pojecia o tym. Woda zostawala w szczelinie , ktyora utworzyla sie nmiedzy sciana i podloga prysznica i drewniana konstrukcja domu zaczale gnic. Musialam wybic czesc kafelkow, zdjac membrane, ktora kierowala splywajaca wode w te szczeline, wrorzac niejako tam dren, podwyzszyc brzeg prysznica na ktory narzekal maz, ze zaslonka jest za krotka i lazienka ciagle plywa. A zaslonki sprzedaja w jednej dlugosci. Wczesniej mial zaslonke na precie rozporowym, rozparta miedzy gornymi sciankami prysznica, okafelkowanymi. Ciagle spadala na podloge albo mu na glowe. Niestety, nie mam wiertla do wiercenia w kafelkach, a te, ktyore mozna kupic niby do kafelkow tepia sie zanim zrobie dziure. Tak weic kupialm specjalne uchwyty do preta do zamocowania w scianie nad prysznicem. Zaslonka przestala spadac, ale maz zaczal klac mnie, ze woda jest na podlodze po prysznicu.
Scianka frontowa, podwyzszona o 3,5 cala, jakies 9 cm.
Scianka bezposrednio pod prysznicem, ktora bedzie sluzyc jako polka na szampony itp. Juz dwa worki cementu mi poszly i nadal nie wypenilam po brzeg. Na wierzch wtedy przykleje kafelki i wszystko zaspoinuje.
Na domiar wszytskiego dwa dni temu mialam przygode ze skunksem, ktory zlapal sie w klatke-lapke. Zadzwonilam do meza, zeby pozyczyc bialego pickupa od niego-ma otwarty tyl i opatulona folia klatke moge postawic na tyle i wywiezc gdzies skunksa w prerie i wypuscic. W Rosomaku wole nie ryzykowac
-jedno prysniecie i woz bedzie wymagal specjalistycznego czyszczenia tapicerki na tyle, co nie znaczy ze skutecznego, ale na pewno drogiego
Maz odmowil, bo jest zajety
. Zaczal za to dawac mi dobre rady
Skunks zaczal sie denerwowac i probowal znalezc wyjscie z klatki, zamiast tam grzecznie siedziec zwiniety wklebek, jak przedtem. Zadzwonilam wiec do biura szeryfa prosic o pomoc. Szeryf oddzwonil, ze owszem, zajmuja sie dzikimi zwierzetami i ich usuwaniem, ale boja sie skunksow. I jesli chce, to moze przyjechac i go zastrzelic, a cialo, razem z klatka, zostawic mi do zakopania. Sek w tym, ze skunks w chwili smierci oproznia te gruczoly zapachowe..
W koncu szeryf sie zgodzil przyjechac i zabrac klatke, pod warunkiem, ze ja zakryje-w zakrytej klatce skunks nie opryskuje, bo nie widzi wroga, a sam tez nie chce smierdziec
. Tyle, ze kiedy tylko zblizylam sie do klatki, wkurzony skunks blyskawicznie odwrocil sie do mnie tylem..i spryskal mi koszulke i przedramiona.
Klatke okrylam i kocem owinietym wokol, i plastikowa plachta. I tak smrodem przeszlo cale podworko, wiec kiedy w koncu szeryfowie w liczbie dwoch zjawili sie po klatke, zaczeli sie klocic ktory z nich klatke zabierze, a obaj byli bliscy wymiotow.
A ja, czekajac na nich, zdjelam ubranie i zawinelam szczelnie w worki foliowe, do wyrzucenia, buty na zewnatrz, bo tez smierdzialy, zaczelam ramiona szorowac w soku pomidorowym, bo ponoc pomaga. Jak to sie mowi, niestety, urban legend.
Kiedy w koncu pojechali (nie chcialam , zeby przywiezli mi klatke z powrotem), musialam wziac prysznic szesc razy z roznymi mydlami do ciala, zanim przestalam cuchnac na odleglosc
. Dom tez cuchnal, wiec otworzylam wszystkie okna na przestrzal.
Za to pogoda nam dopisuje, mamy nawet po 23 stopnie, wczoraj jezdzilam konno w koszulce z krotkim rekawem. A ze jechalam na Shy, mialam na lince Babe, zeby tez troche sie rozruszala i pozbyla brzuszka, w pewnym momencie gdy Babe zaczela sie buntowac, znalazlysmy sie na srodku asfaltowki. Malo uczeszczanej, ale jednak. I kiedy odworcilam sie sprawdzic za soba, czy cos nie jedzie, zanim skoncze z Babe, ktora uparla sie raczej isc za ogonem Shy niz boku, mimo ze linka byla za krotka na to i Shy sie bala, bo Babe mogla ja ugryzc w tylek, zobaczylam ze jakies 100 m za mna jedzie rzadek trzech samochodow, jeden SUV i dwa samochody szeryfow, z czego pierwszy wlaczyl swiatelka na dachu. No pieknie, mysle, zaraz wlaczy syrene, a wtedy ja skoncze twarza na asfalcie, albo dostane mandat za jazde asfaltem na koniu. Zjechalam na szerokie w tym miejscu pobocze i zatrzymalam konie. Szeryfowie pomachali mi i pojechali. A ja odetchnelam z ulga...