Obiecałam, to zgodnie z obietnicą wątek zakładam. Dzień dobry wszystkim i witam na wstępie serdecznie.
Jak niektórzy się może orientują, dziś mija równo tydzień, od kiedy mam swoją działkę na ROD - swój własny kawałek zieleni o powierzchni 299m2.
Cieszę się z tego jak dziecko, nie powiem. Tym bardziej, że działka ma dla mnie znaczenie terapeutyczne i wyciszające, pomaga "włożyć w coś ręce" i nie myśleć o problemach - a mam ich trochę, ostatni okres jest dla mnie z pewnych przyczyn szczególnie trudny.
Jestem bardzo świeżym ogrodnikiem, to dopiero mój drugi rok upraw - celuję przede wszystkim w to, co można zjeść, ale kwiatków u mnie też na pewno trochę będzie, choć "drugoplanowo". Będę popełniać błędy, wkurzać się, frustrować - myślę, że norma. Bardzo wiele jeszcze nie umiem, ale mam sporo chęci do nauki. Jeżeli ktoś łatwo się irytuje i nie ma cierpliwości to... myślę, że dla własnego zdrowia lepiej omijać ten wątek.
Przykro mi, jestem laikiem. Albo Laikiem - bo tu trzeba wielkiego "L".
Działkę dostałam za darmo i chyba nigdy nie przestanę tego uważać za swoją osobistą wygraną na loterii, bo w życiu nie byłoby mnie stać, by na działkę wydać te kilkanaście tysięcy - oddał mi ją sąsiad, który już od dłuższego czasu szukał chętnego do przejęcia od niego nieużywanej od lat, leżącej odłogiem działeczki. Starając się o nią, najadłam się sporo nerwów. W ciągu tych kilku miesięcy już z milion razy zdążyłam zwątpić, czy to się uda, bo to się przeciągnęło, to coś się komplikowało, to akurat znajdował się ktoś inny chętny, komu sąsiad kiedyś obiecał... no, zmartwień to mi ta działka przysporzyła sporo, zanim się jeszcze nawet pojawiła. Ale w końcu ten bajzel jest mój - i jest najpiękniejszym bajzlem, jaki w życiu widziałam, bo moim.
Do ogarnięcia jest, lekko mówiąc,
wszystko. Do wymiany ogrodzenie, wszystkie drzwi, do wstawienia okna (które powybijali nie ludzie, tylko... bluszcz
jakby ktoś się zastanawiał - tak, ten czort najwyraźniej to potrafi), do pozbycia się grzyb, do naprawy dach, ściany, do wymiany wykładzina, do... nie-wiem-jeszcze-czego-zrobienia rozpadająca się kolumienka, do wymiany deski w drewnianej kracie, którą nieźle połamał bluszcz na spółkę ze starym, nieupilnowanym i zdziczałym winogronem, piwnicę trzeba ogarnąć, bo jest zalana wodą i wygląda niczym zaiste wyjęta z horroru - wyobraźcie sobie starą, zardzewiałą klapę w podłodze, po otwarciu której ukazuje wam się ogromniasta pajęczyna z milionem pająków i kokonów, a poniżej tylko ciemności i zatopiona do połowy w wodzie w tych mrocznych odmętach drabina. To jest moja piwnica.
Oprócz tego mam faunę w tej altance bardzo bogatą - i myszy, i pająki, i kosarze, znalazła się tarantula ukraińska (cudo!!!) i zaleszczotki - jeżeli ktoś nie wie, co to, to takie maleńkie, przeurocze pseudo-skorpioniki. Mam też pewne podejrzenia co do obecności bagnika nadwodnego, bo coś bardzo podobnego i o podobnych rozmiarach mi przemknęło, ale to bardzo by mnie zdziwiło, bo ten pająk to raczej przy wodzie pomieszkuje. Jak je złapię na zdjęciach, to na pewno pokażę, jestem nimi zachwycona. Mama była mniej, jak odkryła tę tarantulę i to wyjątkowo rozgniewaną zniszczeniem jej domku.
Ale nie dałam ruszyć, pająki są u mnie nietykalne, zwłaszcza tak piękne.
Z terenu zielonego trzeba oczywiście usunąć zbędną, chorą i zawadzającą w ogrodowych planach roślinność, wykosić, pozbyć się chwastów, pozbyć się - niestety - wszystkich drzew owocowych. Miałam nadzieję, że przynajmniej część się ocali, ale niestety nie - gospodarz ogrodów był, obejrzał dokładnie i oprócz oczywistych zaniedbań, to niestety wszystkie są chore na tzw. raka i to obejmującego już calusieńkie drzewa - więc nie ma tu raczej niestety co ratować i szczepić. W sobotę idą planowo do wycinki. Muszę się sprężyć ze wszystkim, bo do końca marca chcę ogarnąć działkę przynajmniej na tyle, żeby dało się sadzić i siać.
Ale drzewka owocowe będą u mnie na pewno, nawet jeśli będę musiała sadzić młodziutkie sadzonki.
Po tym opisie... po prostu pokażę, jak wygląda ta moja cudna ruina
Do tej pory byłam na działce w ramach porządków raz - w tę niedzielę. Spędziłam na niej 9 godzin razem z mamą i trochę uprzątnęłyśmy. "Trochę" to około 20-25 worków 120L i sporo niegabarytowych przedmiotów wyniesionych do kontenera.
Zakwasy mam nadal, owszem (zakwas w liczbie pojedynczej też mam, bardzo dobry chlebek wczoraj na nim upiekłam, muszę go pochwalić
)
Zdjęcia sprzed sprzątania i po zaraz wrzucę, bo jak za dużo chciałam w jednej wiadomości to mi błąd wywaliło przy próbie utworzenia tematu i tyle mojego męczenia z wstawianiem.