Forum Ogrodnicze Oaza

Alicjo, Ulu smacznego
Dzisiaj też byłem i spotkałem w lesie dziwoląga o nazwie "Masło czarownicy"
To jest naprawdę dziwadło. Zacytuję opis podany na facebookowym profilu Nadleśnictwa Lądek-Zdrój :


"To jeden z najdziwniejszych organizmów na świecie, nie jest to ani roślina, ani zwierze, ani grzyb! Tkanka najczęściej porasta pnie drzew i odżywia się bakteriami oraz innymi substancjami możliwymi do znalezienia w ich naturalnym środowisku.
Jednym z najciekawszych rzeczy dotyczących "masła czarownicy", jest fakt, iż organizm potrafi się poruszać. Tempo pół centymetra nie jest może zatrważające, jednak wystarczy spędzić w lesie wystarczająco dużo czasu, aby zauważyć jego ruch.
Śluźnie spotykają się ze sobą i łączą w większy twór."

Salamandry Plamiste są bardzo aktywne przed zimą i jeszcze ciekawostka, mają ciało pokryte wzorem niepowtarzalnym dla każdego osobnika, jak nasze linie papilarne.

Reszta fotek...cóż więcej pisać

Przechodzący na dniach niż, owszem oznaczał spore zachmurzenie, ale deszczu nie przyniósł. Nastała po nim piękna spacerowa pogoda. Borowików nie ma niestety wcale. Niewiele już się spodziewam, bo na co można liczyć, kiedy zostały w zasadzie ostatnie trzy tygodnie. Na szczęście wszelkie zapasy zostały już poczynione dzięki tamtemu owocnemu wypadowi na podgrzybki. Najbardziej rodzime knieje w tym roku się nie spisały, a sezon na własnym terenie uratować mogą już jedynie opieńki.






Ujrzałem dziś więc tylko nieliczne maślaki, porosłe raczej dzięki obfitej rosie. Tylko w miejscach, gdzie wyższa trawa skrapla na sobie poranną wilgoć, także tu gdzie sosnowe gałązki czynią podobnie i raczej po północnej ich stronie. Widać jak na dłoni, jaki jest problem. Chęć do ruchu wciąż może i jest, ale mocno brakuje wody.






Ruszyłem więc przez rozległy step wielkiego pustkowia, doświadczając głównie przyjemności ze spaceru, dzięki jego niezmiernie wygodnemu pokrojowi. Sam step się zmienia. Sosny rosną nieubłaganie i nawet sprzyjające wysypom opady, już nie gwarantują tylu maślaków, co kiedyś. Wciąż jeszcze młode, ale już nazbyt duże sosny, zmieniają się nieuchronnie w jałową w plony sawannę. Niestety nie wszędzie towarzyszą im brzozy i dęby dając szansę na jakże piękną odmianę.










Pyszny sos jednak jak najbardziej będzie możliwy. Jeden z ostatnich w tym roku.

Najlepszy jest w tle ten ogryzek muchomora czerwonego, widać że nudyści (hiszpańskie ślimaki) nie odpuszczają.

Edit: a to ciekawe, jak wysłałam swój post, to dopiero wtedy ukazał się post Pawła. Uwaga o muchomorze dotyczy zdjęcia Jacka.

Kiedyś złapałem na gorącym takiego wielkiego "pięknisia"

jack90 wrote:
Nie da się ukryć, że ciężko mi usiedzieć w domu, jak wiem, że w lesie ruszyło się na całego. Z trudem wytrzymałam dwa ostatnie dni, żeby nie przepychać się z weekendowymi grzybiarzami ...i dziś ruszyłam posprzątać, to co zostawili. A zostało masę przerośniętych prawdziwków, które niestety musiałam zostawić. W jednym miejcu było ich kilkanaście z kapeluszami jak talerzyki. Robale miały niezłą ucztę.
Całe szczęście było też trochę młodzików. Oprócz tego przekrój różnych gatunków, więc sos będzie wyjątkowo pyszny, bo taki mieszany najbardziej lubię.















Lało cały dzień i przemokłam na wylot, ale warto było.

To ja też dzisiaj zrobiłem mały rekonesans lasów poziomych
Maślaków sitarzy prawie nikt nie zbiera, więc rosną całe połacie.



Zwyczajnych nie ma aż tyle, ale sporo wpadło do koszyka. Troszkę mniej niż podgrzybków, ale więcej niż kurek i rydzów. Koźlarzy też było sporo, ale nie brałem. Co zbieramy, dużo zależy od tego po jakim lesie postanowimy spacerować.
No i ja sobie przywiozłem taki miszmasz.








Jutro i pojutrze w góry

Mój las poziomy, ale niektóre grzyby jakby górskie





Drzewa zaś niektóre się wypoziomowały, a grzyby to wykorzystały




Co do zbiorów, to nie przebieram. Zbieram co się da. Maślaki, kozaki...i całą resztę


Sos już się robi i pięknie pachnie w całym domu

Zazdroszczę Wam, nie ma co.
Moje karkonoskie lasy tak suche, że nawet zawodowi zbieracze prawie nic nie znajdują, a już na pewno nie w miejscach, gdzie wolno to robić. Mam trochę zamrożonych prawdziwków, ponieważ właśnie taka "profesjonalnie zbierająca" sąsiadka zamroziła dla mnie i odsprzedała mi, ale wysyp, bardzo skromny, był a przełomie sierpnia i września, gdy byłam 2000 km na południe. Ale przyjemności znajdowania to nie zastąpi - to chyba taki atawizm z czasów przedrolniczych, gdy zbieractwo stanowiło o być lub nie być .

Nocka minęła z temperaturą 14,2*C.Poranek był słoneczny na miarę jesienną.Teraz jest b.ciepło ,swieci słoneczko pełną mocą.Powiewa delikatny wiaterek taki b.letni(ciepły).I dziś ostatnia zdjęciowa papryka jeszcze dojrzewa w namiocie.

Krecik stary wrote: Na bezgrzybiu.....i papryka może wpaść do koszyka

Kasiu to zamieszanie właśnie z powodu braku grzybków.Już przenoszę posta do pogody. :drink1

Do tego jeszcze błąd w pisowni wprawdzie poprawiłem ale błąd to błąd.

Borowiki w lasach duużo wyżej nad poziomem morza niż wczoraj, nie odpuszczają. Sypnęło po raz kolejny. Nadal niepokojące jest, że o tej porze jest tyle zaczerwionych. Gdyby nie robaczywe, to zapełnienie koszyka i sporej torby zajęłoby nie więcej niż godzinę. Masę grzybów trzeba wyrzucić i to są te najładniejsze. Ale nie ma tego złego ... Przynajmniej dłużej się przebywa w tym super klimacie i czerpie korzyść z uroku pięknych grzybków

Tyle Salamander co dzisiaj nie widziałem nigdy. Wyszły na żer, bo lasy wilgotne. Jeszcze jedna ciekawostka o tych cudeńkach.
"Samice „rodzą” larwy do wody, co jest to dla nich dość trudne, gdyż nie umieją pływać. Larwy żyją w wodzie i są wyjątkowo drapieżne. Latem przeobrażają się w dorosłą postać salamandry. Płaz ten przebywa w wilgotnych lasach, blisko wody, gdyż nie znosi upałów. Ponieważ w czasie polowania jest powolna i niezgrabna, poluje na niezbyt zwinne owady, nagie ślimaki. Dzięki jadowi i odstraszającemu ubarwieniu oprócz człowieka salamandra nie ma naturalnych wrogów. Zagrożeniem są dla niej samochody, a wybetonowywanie brzegów potoków górskich powoduje, iż dorosłe osobniki wpadają do wody i topią się.
Gatunek chroniony, zagrożony wyginięciem."
Cytat ze strony:
www.lasy.gov.pl/pl/edukacja/lesnoteka-1/.../salamandra-plamista
Parę dzisiejszych fotek:









Jutro replay w górach

Jak widać, człowiek się uczy po kres życia, nie miałam pojęcia, że salamandry nie pływają. Wszak inne płazy robią to świetnie , "klasyczną żabką".
A jedyną żywą salamandrę w życiu widziałam właśnie nad brzegiem jeziora - może po "porodzie"? W każdym razie to jedno z ładniejszych zwierzątek zmiennocieplnych. Zagrożone nie tylko przez betonowanie i ciągi komunikacyjne przecinające trasy migracji, również przez ocieplenie.

mymysteryy wrote: albo kasztany Byłam w naszym lesie , spędziałam tam 2 godziny, obeszłam miejscówki czubajkowe, maślakowe, koźlarzowe i prawdziwkowe, znalazłam 5 sztuk.

Dawniej ludzie masowo ją tępili, bo wierzono, że salamandry sprowadzają ogień na ich domy. Powód takiego rozumowania był prosty. Fundamenty domów stawiało się z kamienia i Salamandry chętnie przebywały w tym wilgotnym środowisku. Gdy taki dom płonął, to salamandry uciekały z płomieni sprawiając wrażenie na ówczesnej ludności, że to one są sprawcami pożogi.
Powszechny był również przesąd, że salamandry rodzą się i żyją w ogniu. Prawdopodobnie ludzie wyciągnęli taki wniosek na skutek obserwacji uciekających salamander kryjących się w dorzucanym do ogniska drewnie. Sądzono nawet, że Salamandra Plamista jest wręcz odporna na ogień i potrafi go gasić, co z czasem wpłynęło na korzyść tego płaza, bo była symbolem artylerii.
Nawet alchemicy próbowali jej używać do pozyskiwania złota, ale tu nie wiem w jaki sposób.

O matko, biedne salamandry niczego nieświadome. Jak Cię Jacku czytam, to mi się przypomniało, najpowszechniejsza nasza sowa - puszczyk robiąca w nocy kuuuwiiik, u nas nazywana kuwikiem, była podejrzewana o wiedzę, kto do trzech dni z ludzi umrze, bo mówiono, że jak kuwik w pobliżu domu się odezwie, to do 3 dni w tym domu ktoś umrze. Jeszcze do niedawna musiałabym być stale martwa, bo darł się co noc, co wcale mi nie przeszkadza, wręcz lubię, bo towarzyszył mi jego krzyk przepłaszający gryzonie całe życie, a gryzoni mam nadmiar.

Dzisiaj w górach akcja Rydz. Zadanie wykonane na 200 % Małe do marynowania, większe do kiszenia.




Ale znając miejscówki i przy takim wysypie, nie było problemu.



W drodze powrotnej miałem stanąć po pieczywo, ale zrezygnowałem



Oczywiście Borowiki wpadły jako przyłów, chociaż nie o nie dzisiaj chodziło.