Dziewczyny, dzięki za Wasze zdjęcia, denerwuje mnie, że duża część moich piwonii niezidentyfikowana bądź skutkiem kompletnych pomyłek, bądź nieoznaczania przeze mnie w przeszłości. Cóż, przyjaźnimy się stosunkowo niedawno, przynajmniej z bylinówkami, które w porównaniu z drzewiastymi nie wydawały mi się kiedyś godne miejsca w ogrodzie.
Sytuacja się zmieniła, gdy dotarło do mnie, że to jedne z nielicznych roślin o pięknych kwiatach, którym dobrze w mojej glinie.
No i trochę się uzbierało.

Festiva Maxima, zaraz się osypie.
Madame Gaudichau, do niedawna miała zwyczaj produkować jeden pęd kwiatowy, w tym roku jaka pilna.
Sara Bernhartd, jedna z bodaj trzech; jej siostrę odziedziczyłam ćwierć wieku temu po śp. teściu, bezpojętnie przesadzałam, po prawdzie dopiero niedawno odżyła.
Honey Gold, główne kwiaty już osypane.
Sword Dance wstawiam ponownie dlatego, że nie do końca mi się zgadza z obrazkami w sieci. Ale też one są zwykle podkolorowane i mocno obrobione programami graficznymi.
Tak czy siak - podoba mi się.
Albert Niva dostany jako bonus. Nie kupiłabym takiego krzykliwego cyklamenu. Mam też nadzieję, że ten jakby zdeformowany kwiat to tylko taki debiut, piwonia sadzona bodaj wiosną 2024.
Duchesse, nie umiem się jej oprzeć.
Garden Treasure, późniejsze kwiaty mają bardziej słoneczny kolor, ogólnie to lepsza odmiana od sławnej Bartzelli moim zdaniem.
I jeszcze raz ta kompletnie wyprowadzająca mnie z równowagi, bo trzy razy pomyłka przy tej samej odmianie to za dużo (o trzy razy

)
Muszę w jesienny wieczór przeszukać swój wątek, może coś tam będzie w czerwcowych wpisach z minionych lat o tej Raspberry Sunday/Angel Cheeks.