Wypadałoby czasami pojawić się u siebie...
Krętki? Mogłabym po amerykańsku odpowiedzieć, że wszystko ok, ale... po pierwsze, niezgodne to z tradycją narodową
a po drugie - z prawdą...
Jak to w tej chorobie: raz jest lepiej, raz gorzej, raz nawala to, raz tamto...
Udało się farmakologicznie ustabilizować serce i nastrój... gorsza sprawa ze stroną neurologiczną i przewlekłym, wędrującym od jednego stawu do drugiego, bólem...
Środki dostępne bez recepty niestety nie działają, a staram się nie nadużywać mocniejszych medykamentów, zatem bywa niefajnie... obecnie jestem właśnie po takiej ciężkiej nocy i przedpołudniu, że się złamałam i łyknęłam coś, co działa... w miarę...
No ale jakoś trzeba żyć...
Wraz z lekką zwyżką nastroju, przyszła chęć na zmiany... choć, jak to zwykle u mnie, bez rewolucji, raczej kosmetyka.
Otoczenie dziwnym trafem podlega konsekwentnemu ujednoliceniu
Skończył się remont klatki schodowej...
A ostatnio naszło mnie na kuchnię
Czekam jeszcze na zamówione białe fronty do szafek...
Ogród żyje swoim życiem, pogoda nas nie rozpieszcza, ostatnie tygodnie obfitowały w opady, dlatego ograniczam się raczej do niezbędnych zabiegów...
Staram się nie zauważać strat, które wywołało ubiegłoroczne lato... ale dwie spore tuje pójdą pod siekierę
kwitnienie azalii więcej (?) niż skromne... gdyby nie dokupione jesienią egzemplarze, byłoby kiepsko...
Wisteria po przymrozkach zakwitła jedną (!) kiścią... w dziwnie ciemnym odcieniu...
Troszkę dziś popieliłam i przy okazji coś tam cyknęłam telefonem...