Hejka
Monia!
Trochę mnie tu mniej, bo cosik tak mnie naszło i obrabiam hostowe i rodkowe poletko na forum...
ofkoz jednak podczytuję
Monika-Sz wrote:
Ja zbytnio za pływaniem nie przepadam. Ponieważ rzadko zdarza mi się udawać, że pływam
to jestem tak zestresowana i spięta, że pływanie nie jest dla mnie relaksem
No proszę... w końcu jest coś, co nas różni...
bo ja jestem zwierzę wodne... kocham wodę i kocham pływać...
co nie oznacza, że umiem pływać... stylowo... jestem tego świadoma...
no może kiedyś to skoryguję... teraz chodzę na basen 2x w tygodniu na pół h... ja sobie pływam po 'swojemu' a obok doskonali się pływać syn... to jest chodzę, o ile syn zdrowy... w styczniu mieliśmy duuużą pauzę, ale jutro idziemy...
wiosną planuję dorzucić sobie dodatkowe wizyty, bo prawdę powiedziawszy najgorsze jest wyjście z domu... zwłaszcza zimową porą...
a później... to już endorfiny we mnie grają
Dorota15 wrote:
Mnie wyjście na basen bardzo pomaga. Po dłuższej nieobecności, jak sobie popływam, na drugi dzień wszystko mnie boli ale czuję, że żyję. To są najlepsze ćwiczenia.
Zimna woda też trochę mi przeszkadza ale działa orzeźwiająco.
Dokładnie to! Pływam i czuję, że żyję! Jestem jak najbardziej z opcji
Doroty...
poza tym basen genialnie wyleczył mi bolące tu i tam plecy
Monika-Sz wrote:
Nad wodą leżeć lubię..nawet tą zimną. Lubie widok wody, chlupotanie, fale.. Po prostu nie lubię czuć zimnej wody- to co dla mojego Męża jest ciepłe do pływania, dla mnie jest lodowate
Z tym, że ja kąpię się prawie we wrzątku. Przemarznięta jestem często do szpiku kości i dopiero wrzątek jest w stanie rozgrzać.
Zawsze podchodzę do wody w naturalnych zbiornikach z rezerwą..moczę z pełną podejrzliwością palce stóp i sprawdzam, czy da się wytrzymać. Pamiętam swój zachwyt, jak kiedyś Ciocia zabrała mnie na Florydę.. Swoim zwyczajem- zanurzam palce w wodzie..i nagle zachwyt- woda cieplusieńka
No popatrz... ja też się kąpię we wrzątku...
ale do pływania wrzątek potrzebny mi nie jest... wolę chłodek... acz przyznaję zdarzyło się raz... i to w tym roku w wakacje, gdy chłodek okazał się... za chłodny jak na mój gust... mąż się przepłynął, dzieci wypluskały a ja do jeziorka weszłam po kolana, pobrodziłam jak czapla i... zawróciłam na kocyk... sama byłam zaskoczona swoją reakcją... no ale to była Norwegia i jakieś 20'C... chyba...
ale parę dni później do morza czytaj: zatoki w zatoce w zatoce... czyli w Oslofjordzie... praktycznie bez fal... weszłam i pływałam x2
Monika-Sz wrote:
W czwartek tłusty czwartek
Nie to, żebym sobie jakos słodkości odmawiała..ale tego dnia to wręcz obowiązek
Popieram w całej rozciągłości... w tłusty czwartek dieta idzie na kołek
Monika-Sz wrote:
Pogoda i tak przypomina wczesną wiosnę.. a na pewno przedwiośnie zachęcające.. Mi znowu pod skórą motyle grają z niecierpliwości..niech się już zacznie!
Ja też już poczułam te motyle i... poszłam pograbić sobie trawnik...
i jest jak co roku... na oko wygląda spoko, ale później okazuje się, że za trawnik robi mech...
co jak co, ale trawy to ja hodować nie potrafię...
no ale to przecież wina cienia, nie moja... nieprawdaż?
Monika-Sz wrote:
Poza tym obserwuję coraz bardziej wychylające się cebulowe...
Chyba wspominałaś, że kupiłaś krokusy, które mają kwitnąć w lutym... no to ku temu idzie
Monika-Sz wrote:
Mam tu dwie odmiany wrzośców i jedna odmiana zrzuciła pączki. Najpierw myślałam, że to ptaki poszarpały..ale to raczej moja wina- nie osłoniłam ich jak były te mrozy z początku roku
Trudno! Za rok bedę mądrzejsza..
Nie wygląda to dobrze... miałam któregoś sezonu wrzośce... zimowały bez żadnego okrywania, ale nie pamiętam, jaka to zima wtedy była... wczesną wiosną kwitły przepięknie... niestety załatwiłam je latem... przerabiałam rabatę, wysadziłam do doniczek i... zasuszyłam... na amen...
mam nadzieję, ze Twoje odbiją
Monika-Sz wrote:
Rodusiek mój pierwszy kochany..jeszcze kilka miesięcy i będzie mieć nieopodal towarzystwo.
Ależ on pięknie wypączkowany... będzie na czym zawiesić oko, oj, będzie
Monika-Sz wrote:
Planuję berberysa zostawić, ale krzewuszkę usunąć i pierwszego jałowca od lewej też. Szkoda mi krzewuszki- trzmiele na niej przesiadują..ale mam jeszcze drugą sztukę.
W każdym razie losy krzewuszki się ważą jeszcze..
Pierwotny plan jest taki, że usuwam krzewuszke i lewego jałowca i w to miejsce sadzę graby. Może jesienia usune pozostałe dwa jałowce i też zastąpię grabami- jeśli nie dam rady jesienią, to wiosną za rok..
Rozważam zostawienie krzewuszki- jeśli graby są z koroną na pniu, to ewentualnie.. Jeśli jednak rozgałezione od dołu, to sama nie wiem...
Plany, plany... ogrodnicze plany... och, jak ja to lubię...
moja luźna uwaga rzucona w eter: zostaw krzewuszkę, ona Ci taką piękną plamę koloru robiła wiosną...
za to wycinaj te jałowce... najlepiej od razu wszystkie!