Aszko, ja mam tulipany w koszykach, więc, jakby co, to akurat one ocaleją
Nie mogę znieść tych tulipanowych
chęchów, zasychających po kwitnieniu a tak to rach, ciach, wyciągam koszyki, rzucam pod żywopłot i tam sobie towarzystwo dogorywa w intymnych okolicznościach przyrody.
Majuś, ja mam krety i prawdopodobnie karczownika, tfu, tfu! Czytałam kiedyś, że karczowniki przemnażają się co cztery lata i wtedy wyrządzają największe szkody. U mnie by się zgadzało, bo ogólnie jest spokój a potem nagle masakra i armageddon- kilka lat temu zbierałam
ołówki różane po całym ogrodzie. Nic innego kreatura nie zżarła. Cały czas się łudzę, że gdzieś na łące wciąż mieszka pan Łasica i załatwi drani. Kiedyś widzieliśmy z moim takie polowanie na podwórku i ha! robi wrażenie. To była po prostu egzekucja. A karczownik i łasica były tak zaabsorbowane sobą, że wcale nie zwracały na nas uwagi, biegały nam wkoło nóg dosłownie. W kulminacyjnym momencie nie wytrzymałam nerwowo i nałożyłam karczownikowi wiadro na łeb, bo
mi go było szkoda
Na szczęście łasica wśliznęła się, jakby to była mgła a nie plastik, nastąpił krótki pisk i po chwili mój dobroczyńca wysmyknął się spod wiadra z karczownikiem (tej samej wielkości) w pysku i czmychnął na łąkę.
Kasiu, ja to ogólnie nie lubię stąd wyjeżdżać nigdzie, pomijając przekonanie, że jak tylko wyjadę, to nastąpi koniec świata
Czasem myślę, że powinnam była mieć więcej dzieci, bo jednak tu już wymówek nie ma i trzeba cztery litery ruszyć, co by odwiedzić i udowodnić, że jeszcze jakoś funkcjonuję w świecie poza ogrodowym...Stąd to Glasgow i Praga
Młodzi twierdzą, że jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa, więc kto wie
Bodziszki, jak się nie podobają, to dobrze- tak trzymać
Ja się oparłam żurawkom, służą tylko jako wypełniacze.