Na szczescie udalo sie i mnie nie zamkneli
Wywiad z psychiatra byl dlugi i szcegolowy, wliczajac kilka ostatnich lat. Na pytanie co powoduje takie napady paniki odpowiedzialam, ze wizyty meza (siedzal tuz obok), ktory ma napady zmiennego nastroju od normalnego do wscieklosci. Psychiatra pokiwal glowa i powiedzial, ze czuje sie jakbym chodzila po skorupkach jajek, co gorliwie potwierdzilam, unikajac spojrzenia na twarz meza.
Tak wiec od poniedzialku jestem pacjentem dochodzacym. WQ miedzyczasie bedziemy probowac dodzwonic sie i zapisac na wizyte do nowej lekarki w miescie, specjalizujacej sie w napadach paniki.
Dave oczywiscie nie wytrzymal w drodze powrotnej dobitnie mi wylozyl, jak bardzo go frustruje nie wspolpracujac-znaczy nie zgadzajac sie zostac w klinice na 5-10 dni. Wiec wypalilam mu, ze on frustruje mnie rowniez mowiac "ja, mnie, o mnie", ze tylko chodzi mu o siebie, a jak sobie wyobraza, jak ja sie czuje.
W koncu sie zamknal i dojechalismy do domu. Ale kluczykow do samochodu nie oddal, twierdzac, ze stanowie zagrozenie na drodze dla siebie i innych. I ze jestem zagrozeniem dla corki. Ciekawe tylko, ze jakos nie zmobilizowalo go do zabrania corki na wieczor lub zostania z nami i zajmowania sie nia. No bo ma swiateczne spotkanie w pracy.
A ja chce dac szanse nowym lekom, bo antydepresanty potrzebuja 2-3 tygodni zeby zadzialac. A nuz w koncu cos zacznie mi pomagac.
Maz odwiedza nas prawie co wieczor, i wlasnie moim i corki problemem sa jego napady zmeinnego nastroju-od normalnego czy nawet zadowolonego do trzaskania drzwiami i wrzaskow.
Probuje znalezc prace, na razie jednak jest martwy sezon, no chyba ze chodzi o sezonowa parotygodniowa prace przy pakowanie prezentow w sklepach.
Ramie niezle poharatalam tym razem, mam bandaz od nadgarstka do lokcia. Boli.
Z tym koniem w sumie fajnie wyszlo, zabralam corke na koniu do PetShopu, gdzie wystraszyla wszystkie psy (nie moglam utrzymac kamiennej twarzy widzac uciekajacego mlodego doga, za ktorym frunela wlascicielka), potem ustawila sie grzecznie w kolejce do kasy. Ludzie tylko pstrykali zdjecia, wliczajac pracownikow. W markecie budowlanym bylo latwiej bo mniej ludzi, corka dumna z siebie siedziala jak krolowa, a Shy chodzila jak dobrze wytrenowany pies na smyczy. Na koncu przy kasie zebrala sie grupka pracownikow, ktorzy poprosili, zeby powtorzyc doswiadczenie
Aw miedzyczasie, choc temperatura waqha sie od wiosennej do raczej zimowej, buduje ogrodzenie dla koni kolo stajni. Znaczy sie beda dwa oddzielne, dla kazdej klaczy osobno. Skonczy sie ganianie za konmi zeby zdjac czy zalozyc derke, ganianie Shy przez Babe i wyzeranie jedzenia Shy z miski. Na koncu ogrodzenia bedzie cos w rodzaju domku z czesciowymi sciankami i daszkiem, zeby wtaczac tam bele siana. W ten sposob kazda klacz bedzie spokojnie mogla jesc, a siano nie bedzie moklo czy bylo przysypane sniegiem. Na razie wczoraj wykopalam dwie 60 cm glebokosci dziury i zacementowalam dwa slupy do etego daszku. Ziemia jest twarda jak kamien i bardzo wolno to kopanie idzie.
Rozbieram tez cieniowke dla host kolo domu. Te silne wiatry z gradem przechylily slupy tak, ze daszek nie wytrzymalby obciazenia sniegiem i wszystko by sie zlozylo jak domek z kart. Tak przynajmniej odzyskuje drewno.
W miedzyczasie wyjelam z ogrodzenia pastwiska dwie bramki, ktore byly nieuzywane-pomysl meza zeby je tam wstawic, za to wbilam metalowe slupki i Rosomakiem naciagnelam siatke ogrodzeniowa.
Shy zaskoczyla mnie wczoraj, bo kiedy wracalam z kostkami siana, przeskoczyla 1,2 m ogrodzenie, przed ktorym byla linka ogrodzenia elektrycznego pod napieciem i udala sie na spacerek po ogrodzie. Musialam jej pokazac siano i poszla za mna jak na sznurku. Potem spedzilam godzine szukajac dziur w ogrodzeniu
No i znowu-w dzien wzglednie cieplo-noce ponizej zera. I tak zakladam im derki, zdejmuje derki, zakladam derki...jak mi sie uda i ni ezwieja