Agus wrote:
Właścicielom winnic się to nie podoba, chcą za swoje średniej jakości wina więcej kasy, wpadają do producentów w nocy i wylewają im całe kadzie importowanego wina
Możliwe że w ramach protestów robią coś takiego - podobnie jak u nas kiedyś rolnicy z pszenicą, a górnicy z węglem, normalnie francuskie wino stołowe kosztuje 2-4eur/L. Wina jakościowe to bliżej 10-15eur. Powyżej zaczyna się marketing i pochodzenie (np z winnic papieskich rzadko można kupić jakiekolwiek wino poniżej 20eur/0,7L, a równie dobre lub lepsze, z winnicy obok kosztuje 5-10eur/0,7L). Mówię o cenach detalicznych, w sklepach i piwnicach (cave), butelkowane. Wyjątkiem jest szampan, ze względu na ręczny zbiór, ograniczenie podaży i duży popyt za butelkę trzeba dać 15-20eur.
Szczerze mówiąc to nie widzę przewagi smaku w winach hiszpańskich (oczywiście kwestia indywidualna) podobnie jak i jakości. Hiszpanie mają odrobinę tańsze wina, ale nie sądzę by to miało wpływ na francuskiego konsumenta. Dla uświadomienia ile kosztuje wino rzucę że croissant kosztuje 1,5-2,5eur, torebka nasion 2-6eur, bagietka ~0,6eur, drzewko owocowe 20-50eur, a karton 4-5L wina (taki jak u nas soki) kosztuje 10-14eur.
IMHO dużo poważniejszą sprawą jest duże stężenie ŚOR w winie (od glifosatu do środków grzybobójczych), zwłaszcza w winach z delikatniejszych odmian. I myślałem że coś o tym było.
Tu machlojka polegała na tym że miody z Azji są oszukane na coraz wymyślniejsze sposoby.
Syrop ryżowy nie pozostawia śladów? W każdym razie faktem jest że Chińczycy opanowali do perfekcji filtrowanie miodu. Kiedyś miód filtrowany, by pozbyć się pyłków były produktem drogim skierowanym do alergików. Dziś jest tani i chyba tylko amerykanie masowo go wprowadzają na rynek. Co ciekawe, również Chińczycy nauczyli się... fałszować miód pyłkiem. Po prostu po odfiltrowaniu wszystkiego, dodają pyłek jakiego sobie klient życzy i gotowe.
Na miodzie i u nas robi się przekręty tak że sprowadza się np tonę miodu z jakiegoś taniego kraju (często Ukraina), miesza ze słoikiem miodu z naszych pasiek i pisze na opakowaniu "zawiera miody z UE i z poza UE". A na etykiecie "Bartnik sąsiedzki". Co prawda często pszczelarze bają o promieniowaniu, albo toksynach. Jednak poza tym że miód najlepiej spożywać z własnej okolicy (te same pyłki), to taki import nie jest szkodliwy. Ale dla zysku żywność jedzie przez pół świata, gdy taka sama jest za rogiem.
Kradzieże to niestety plaga pszczelarstwa, u nas też
Tym niemniej, na plantacjach migdałowca największym problemem jest jednak wymieranie pszczół. Po kilku tygodniach zapylania, w ulu zostaje garść pszczół. Do niedawna uważano że odpowiedzialne są ŚOR. Od jakiegoś czasu przeważa opinia że poza ŚOR istotne znaczenie ma monokultura i długotrwałe żywienie larw monotonną dietą.
Popatrz na zasięg występowania drzew Manuka. A cały świat kupuje słoiczek za ponad sto złotych i się cieszy że ma cudowny środek. Tu także więcej się tego miodu sprzedaje, niż pozyskuje. A podobne, lub lepsze właściwości prozdrowotne ma miód gryczany. Niestety marketing ma marny
A może i dobrze? To mój ulubiony miód i nie stać by mnie było na stówkę za słoik 100g.
Jeszcze słówko o amerykańskich przedsiębiorstwach pszczelarskich. One są nastawione na zysk, zysk jest z usług zapylania. Miód jest traktowany jako dodatek (lub wręcz odpad). Jeśli stawiają rodziny na tysiącach hektarów rzepaku, migdałów czy czegokolwiek innego to miodu mimo wszystko będzie sporo.
Warto sobie uświadomić też że o ile w UE do problemu CCD podchodzi się poważnie i próbuje przeciwdziałać, to obecny Polski rząd najpierw wstrzymał się od głosu w sprawie przedłużenia moratorium na użycie neonikotynoidów. A do tego minister Ardanowski zezwolił na ich używanie w rzepaku - który jest roślina o bardzo dużej wydajność nektarowej i pyłkowej, co powoduje że pszczoły lecą do niego z najdalszych okolic - często na granicy lotu.