Pikutku... wszystkie lilie teraz kwitnące są piękne! A jak pachną!
Wendko... Lovely Green w ogóle nie łapie u mnie plamistości, inna rzecz, że nie rośnie na głównej różance, a to właśnie tam zaraza najbardziej szaleje
Natomiast zdarzyło jej się przed miesiącem nagle stracić jeden pęd - po prostu zżółkł... potem zbrązowiał...
Obcięłam i sytuacja jak dotąd się nie powtórzyła...
Dziś aura była nader łaskawa dla ogrodników i po nocnym podlewaniu, w ciągu dnia niebo przecierało się coraz bardziej, aby w porze obiadowej błysnąć lazurem i promieniami słońca
Odebraliśmy to jako wyraźny sygnał do wyruszenia w plener... ten swój własny, wielokątny
Od pewnego czasu dojrzewała w nas myśl dotycząca oczyszczenia kąta za huśtawką...
Dojrzewała... wraz z dojrzewaniem rosnących tam agrestów i porzeczek...
Wiem, wiem... zaraz podniosą się głosy, że dzieci... że owoce...
Otóż dzieci owocami zainteresowane nie są... ani ogrodem...
A porzeczka wiecznie chorowała... no przecież szkoda sosenek, prawda?
Krzaczki zostały wyrwane z korzeniami i obrane z owoców (M właśnie zrobił z nich kompot - z owoców, nie z krzaczków
), a przede mną otworzyło się... no, może nie morze
ale zakątek nowych możliwości...
Po oczyszczeniu i przycięciu rosnących tam krzewów, zabrałam się za przesadzanie zgromadzonych w tym kąciku jeżówek i floksów, uziemianie tych dotychczas tkwiących w doniczkach... uzupełnianie ziemi i tworzenie zarysu nowej rabatki...
Przejaśniało... a ja nadal mam miejsce... w związku z czym może mój przyszłoweekendowy szkółking lubelski nie będzie tak całkiem bezowocny?
M w tym czasie skosił trawnik, dzięki czemu mogłam spokojnie zająć się docinaniem obrzeży i uzupełnianiem kory...
Uporządkowałam też wnętrze Frankfurtu... pozamiatałam, co się dało... odchwaściłam...
A wszystko w otoczeniu pachnących bosko lilii!
Takie lato to ja rozumiem!