Absolutnie nie odbieram tego jako złośliwości
Romciu, ale spieszę z zapewnieniem, że Frankfurt stać będzie tak długo, jak długo będę miała siłę bronić go własną, lichą piersią
Dziś wprawdzie dostęp do niego było mocno utrudniony, ale już jest ok... po prostu wiatr i ulewa zrzuciły wisterię, blokując w ten sposób drzwi...
Miejsce się znalazło... ale może po kolei...
Zacznę od tego, że niedziela zaczęła się (podobno, bo jeszcze spałam) dość pogodnie, a zachmurzenie, które nadeszło później, nie przyniosło jak dotąd większych opadów... parę kropli zaledwie...
A ponieważ po wczorajszych zakupach
przez pół nocy nosiło mnie, żeby już coś przekopać
zabrałam się do roboty bez ociągania...
Chociaż... to, co zobaczyłam, nie ucieszyło mnie... krzewy i drzewka zwieszone pod ciężarem wody i ogólny chaos
Opanowałam jednak tylko to, co wydawało mi się niezbędne, licząc na to, że natura sama naprawi, co popsuła i zabrałam się za zamierzone prace...
Oczyściłam do końca fragment, który zaczęłam w minioną niedzielę, a w pozyskane miejsca przesadziłam żurawki, rosnące dotąd kilka metrów dalej...
Uzupełniłam też żurawkową obwódkę wokół Frankfurtu... w końcu było tego trochę
Tym sposobem gotowe miejsce czeka na przesyłkę... to ta przestrzeń, na której dotychczas rosły żurawki - pomiędzy kratką z badziewnym pnączem
a ułożoną z plastrów drewna dróżką techniczną...
Poprawiłam tylko trochę rozmieszczenie iglaków...
I jestem zadowolona...
Teraz tylko pozostało odchwaszczenie, bo zazieleniło się tu i ówdzie... i oprysk... a potem milion innych robót