Martusia- ja mam tak mało do podlewania, że pół godzinki i z głowy.. Zresztą to mnie relaksuje, a że rachunek za wode jeszcze nie przyszedł, tak więc relaks na całego
Dario- w pełni popieram pomysł sadzenia roślin w bezpiecznych miejscach działki. Jak się zawzięłam i sadziłam, to Mąż się w głowę pukał, że dom w SSZ a ja krzaki jeżdzę podlewać.. ale niedługo po tym przyznał racje, że fajnie, jak coś rośnie.. Teraz to w ogóle mam orędownika w ogrodzie- że gęsto, zielono i jak fajnie, że posadziliśmy wcześniej- zanim się wprowadziliśmy to minęło 4 czy 5 lat i większośc krzewów dawno mnie przerosła, o brzozach nie wspomnę- przywiozłam miotełki w bagażniku a teraz mają ok 6m.
Ja sadziłam rośliny na 2 bokach działki- juz ogrodzonych od sąsiadów i wiadomo było, że to teren bezpieczny. Rok temu powstało ogrodzenie na pozostałych bokach i w tym roku powoli zaczęłam obsadzanie- jednak te gęste rabaty, zaczęte kilka lat temu dają najwięcej radości. Tak więc jestem z Tobą w tej kwestii!
O finansach nic mi nie mów- temat cały czas przerabiamy i już niedobrze mi sie robi- ile jeszcze trzeba zainwestować w podstawowe rzeczy, o meblach nie wspomnę.. Powoli przez to przebrniemy, ale czasem mamy dosyć. Tyle lat wyrzeczeń, po drodze sporo problemów z pracą i ciągle krucho z finansami.. Czasem się uginam już pod tym wszystkim i mozolnie nam idzie.
Pocieszam się jednak, że bliżej końca, niż początku
Przeprowadzka i dojazdy Córki do szkoły.. Ja nie miałam wyboru, od urodzenia mieszkałam w domu na obrzeżach Wawy. Jednak wybierając LO postanowiłam iść do dzielnicowego- 15min spacerkiem od domu. Jak pomyślałam o dojazdach do centrum- w dobrym układzie godzina w jedną stronę, a w zimę jeszcze gorzej.. to uznałam, że wygodniej będzie mieć szkołę pod nosem i nie żałuję. Nie miałam tu dylematu typu- blisko do szkoły z bloku, albo daleko, ale dom z ogródkiem.
Na studiach już sielanka, bo miałam prawo jazdy i myknąc się samochodem kilkanaście km to nie problem. Oczywiście rano to minimum godzinę trwało, ale wygodną godzinę
Każde dziecko przeżywa zmiany inaczej- nie muszę szukać daleko przykładów. Sąsiedzi sie przeprowadzili w styczniu, z bloku do domu- starsza córka kończyła 6 klasę podstawówki. Rodzice wozili ją do starej szkoły, a gimnazjum teraz rozpoczęła blisko obecnego miejsca zamieszkania.
Jest bardzo smutna- w wakacje się nudziła, bo nie ma tu koleżanek. Miasto, w którym mieszkała jest co prawda zaledwie 10km, ale do tej pory spotykała się z koleżankami codziennie np na rolkach.. Teraz jest problem, bo tak młodych rodzice nie chca puszczać samych np na rowerach droga wojewódzką. Ona tęskni za koleżankami- ogródek jej nie pociąga.. Mama stara się zapewnić atrakcje- jeździ z nią na rowerze po okolicy, zawoziła w wakacje do koleżanek czy koleżanki przywoziła do niej..ale ona i tak smutna tu jest- czuje sie wyobcowana.
Najbardziej przeżywała pojście do gimnazjum, do obcych dzieciaków- wiekszość koleżanek z dawnej szkoły wybrało to samo gimnazjum i jest im raźniej- ona musiała sie przełamać, a jest bardzo skrytą dziewczynką.
Myśle, że może z czasem doceni tą swobodę- jednak na razie czuje się tu wyobcowana i tęskni do koleżanek.
Ja sobie nie wyobrażam mieszkania w bloku- jako urodzona w domu i od zawsze zakochana w ogródku, od dziecka siejąca nasiona i ciągle grzebiąca cos w ziemi.. Mieszkałam póltora roku z Mężem w bloku i ciężko było. Tutaj czuję przestrzeń i cieszę się nią- z tym, że mam samochód i zawsze moge jechać, gdzie chcę a nie jestem już w wieku tęsknienia do koleżanek
Myślę, że każdy woli coś innego i nie można dziecka uszczęśliwiać na siłę.. Jeśli możecie poczekać, a Córka woli mieszkac tu gdzie teraz- to jeszcze chwilę można się wstrzymać.. Przecież niedługo pójdzie na studia i wtedy na pewno z radością będzie przyjeżdzać do domu rodzinnego, posiedzieć na tarasie. A jak będzie nieco starsza- to w chwili nudy zawsze może wskoczyc w samochód i jechać do miasta, do kina itp..
Aniu- każde dziecko inaczej chyba przeżywa zmiany i nie każdy jest przebojowym człowiekiem.
Moi Rodzice, jak byłam w podstawówce, planowali spredać dom i wyprowadzić się na przedmieścia Wawy- nie było o tym mowy. Panicznie bałam się zmiany, zostawienia koleżanek, zmiany szkoły itp.. Wiem, gdzie chcieli kupić dom i teraz to pluje sobie w brode, że byłam takim tchórzem, bo lokalizacja bez porównania lepsza-ale wtedy wyprowadzka byłaby moim dramatem na jakiś czas, a dziecka nie interesowała lokata kapitału.. Zresztą jestem osobą, która nie lubi zmian i jestem w stanie zrozumieć młodzież, która żyje miejskim życiem, że wieś, dom z ogródkiem itp to nie ich klimaty. Do tego chyba dochodzi sie z czasem..
Ja od dziecka chciałam mieć swój dom- jako kilkulatka się mądrzyłam, że będę domek budować.. Rodzice wtedy budowali dom na działce na Mazurach i uważałam, że to takie fajne, że ja też chcę.. Uwielbiałam tam jeździć na wakacje- konie, kurczaki, krowy, rzeka, las z grzybami-super! Ale gdyby ktoś kazał mi się tam przeprowadzić na stałe, umarłabym z nudów na dłuższą metę..
Teraz najchętniej nie ruszałabym się z domu- jade do pracy w słoneczny dzień wkurzona- że zamiast siedzieć na ogródku albo spacerować po okolicy, musze pchać się w korkach do "stolycy".