Dzień dobry wszystkim!
Poniedziałek jaki jest, każdy wie - mój dziś wyjątkowo intensywny, chociaż z pracą z domu (home office).
Lubię taki stan od czasu do czasu, bo sprawy zawodowe się załatwiają, a w międzyczasie np. barszcz ukraiński pyrka na kuchni.
Zimno dziś, co potęguje dość silny wiatr, ale z wieloma momentami słonecznymi, zatem na pogodę nie mogę narzekać!
Jak Wam minął dzień?
Marta, nasprzątałaś się, biedaku. Nie wywiało Cię tam dokumentnie?
Ja nie miałam ochoty na prace w ogrodzie, chociaż trochę czasu na zewnątrz musiałam spędzić.
W sprawie liści wypowiem się krótko: sprzątam dokładnie te z trawnika, a z rabat prawie w ogóle. To prawie stanowią pewne wyjątki: liście różane, liście catalpy (bardzo duże) i największe klonowe. Wszystkie listki brzozowe rozkładają się same i nie zaprzątam sobie nimi głowy. W zasadzie na choroby grzybowe nie zapadają mi żadne rośliny, poza różami. Pamiętam, że moja babcia przekopywała jesienią ogród, a opadnięte liście stanowiły doskonały nawóz. Może nie powinnaś się nimi aż tak przejmować?
Dzięki za pochlebne słowa odnośnie zdjęć plenerowych - to był dla mnie ważny dzień, super, że również efektowny w nowych dla mnie kadrach.
Siberko, całkowicie się z Tobą zgadzam!
Liście stanowią świetną próchnicę - mówi się przecież o liściowym kompoście. To same plusy dla naszych roślin!
Gosiu, witam Cię gorąco!
Twój wpis sprawił mi ogromną przyjemność, jednak nie ze zwykłej próżności, że usłyszałam wiele miłych słów, ale że zechciałaś zadać sobie trud, by co nieco mnie poznać! To naprawdę wywołało duży uśmiech na mojej twarzy i bardzo Ci za ten poświęcony czas dziękuję.
Czas - no właśnie. To pojęcie względne, w jaki sposób nam upływa. Zauważyłam u siebie już dawno temu, że najbardziej nie lubię, gdy chwile przeciekają mi przez palce. Owszem, wiem, że niektórzy z Was sobie myślą, że łapię dziesięć srok za jeden ogon na raz, ale tak niektóre charakterki mają!
Nie wiem, czy to potrzeba sprawdzania własnych możliwości, czy ścigania się z samym sobą - ja chyba muszę czas poświęcać temu, co sprawia mi radość, stąd podyplomówka, kurs foto, gotowanie, pieczenie, zwierzęta, domownicy; w dowolnej kolejności
Ogrodowi poświęcam najwięcej uwagi, a że teren rzeczywiście niełatwy - choć brzozy obiektywnie przepiękne - to tym bardziej się staram uzyskać symbiozę pomiędzy wszystkimi nasadzeniami. Brzozy są żarłoczne - to żadne odkrycie, dlatego też nie żałuję wody i nawozów, żeby jakoś ten konsumpcjonizm zrównoważyć.
Bardzo wiele frajdy sprawia mi twórcze spędzanie wolnych chwil - być może jest to dla mnie sposób na odstresowanie i złapanie oddechu po wyczerpującej pracy. Nic w tym Gosiu rewolucyjnego - po prostu chyba stosunkowo mało czasu spędzam na kanapie. Dlatego też pod koniec roku narzekam Wam, że ledwie zipię! Długo na takich obrotach nie da się funkcjonować.
Jeszcze raz dziękuję za budujące słowa! Sprawiły, że odsuwam zmęczenie na bok i działam dalej
Obiecuję rychłą rewizytę, bo przyznaję ze wstydem, że nie znam Twojego zakątka...
Pozdrawiam, Gosiu!
Kasiu, fajnie, że spodobały Ci się efekty moich zajęć w plenerze!
Rzeczywiście, kurs coś tam w moje życie wnosi - nie chcę się jakoś szczególnie nad tym rozpisywać, ale zależy mi na dalszym rozwijaniem się w tej materii.
Bardzo mi miło, że dostrzegasz moje skromne postępy.
Dziś, w ogrodzie pod brzozami, bardzo wietrznie i zimno, ale słońce uwypukliło to, co na co dzień szare i bez wyrazu: