Kochani, dziękuję serdecznie za 100 stron poprzedniego wątku! Do kwietnia tego roku stron było zaledwie... 14
, zatem należą się Wam szczególne słowa podzięki za mega przyspieszenie!
Przy tej okazji napiszę raz jeszcze, jak ważne jest dla mnie Wasze codzienne towarzystwo, fakt, jak życzliwie zostałam tu przez Was przyjęta - czuję się na Oazie wręcz wyśmienicie. To Wasza zasługa - dzięki!
Zaczęła się ulubiona przeze mnie pora roku... czas, w którym trawy, hortensje i wrzosy zaczynają niepodzielnie rządzić w ogrodzie, a kolory nabierają jeszcze większych rumieńców, a całość wspaniałej dojrzałości.
Mam jeszcze w tym roku w planach dużą rewolucję - przebudowujemy taras, zdejmując z niego niepraktyczną w utrzymaniu i użytkowaniu kostkę.
To jak finalnie będzie wyglądał, okaże się zapewne we wrześniu
Mam upatrzone nowe meble tarasowe, żagiel przeciwsłoneczny lub samodzielną konstrukcję z zasłonami i górnym płóciennym zacienieniem, inny design donic tarasowych, nieco dekoracji. Nie jestem pewna, czy wszystko uda się zrobić w tym roku - może w połowie zjedzą nas koszty i reszta będzie musiała poczekać. Tak czy inaczej, mam nadzieję, że to, co planujemy, przypadnie Wam do gustu i ocenicie zmiany in plus.
Zmienia się także nieco moje spojrzenie na róże... ale może o tym nieco ciszej
Jako krótką historię naszego ogrodu, przedstawię niedawno napisany przeze mnie tekst:
Moje pierwsze doświadczenia w obcowaniu z przyrodą zaczęły się we wczesnym dzieciństwie. Miałam to szczęście urodzić się w domu z ogrodem, w którym prym jedyny i absolutny wiodła babcia, a jej ukochanymi roślinami, wręcz podziwianymi przez przechodniów, były róże. Czasami miewam piękny sen, że wszystkie róże z babcinego ogrodu nagle znajduję w swoim obecnym... to błogie marzenie, które często pojawia się w moich wspomnieniach.
Będąc małą dziewczynką, czy później nastolatką, ogród mnie szczególnie nie pociągał, chociaż naprawdę doceniałam jego piękno.
Przebywając na wakacjach u drugiej babci na wsi, miałam do czynienia z innego rodzaju przyrodą, tą naturalną, mniej ujarzmioną, z lasami pełnymi grzybów i jeżyn, z sielskimi krajobrazami, uprawnymi polami, zbiorami plonów, domowym inwentarzem. To wszystko ukształtowało mnie jako człowieka. Uwolniło we mnie poczucie wartości interakcji z naturą i ugruntowało w przekonaniu, że kiedyś muszę mieć własny kawałek ziemi.
A zatem stało się! Od siedmiu lat zajmuję się tym, co kocham przeogromnie. Najpierw mój towarzysz życia wynalazł urokliwą działkę: las brzozowy - położony w dodatku w bliskim sąsiedztwie ziemi moich dziadków. Nie zastanawialiśmy się ani sekundy. 13 maja 2006r. zakup. We wrześniu tego samego roku ruszyła budowa domu, a we wrześniu następnego roku powstały pierwsze zarysy rabat i nasadzenia. Nasz ogród uprawiamy oboje w podwarszawskiej wsi. Ogród liczy sobie 1300 m2, a położony jest wśród naturalnej otuliny z brzóz. Staramy się tworzyć ogród naturalny, mający ramy iglasto-liściaste, uzupełniany przez krzewy róż, hortensji, traw, różaneczników i wrzosów.
Ostatnio moją fascynacją stają się byliny, które coraz częściej uzupełniają nasadzenia wyraziste i formalne, nadając im oddech, zwiewność, lekkość odbioru. Sądzę, że dalsze rearanżacje - które zresztą mają miejsce co roku - będą szły właśnie w tym kierunku, czyli uzyskania równowagi między tym, co konkretne w pokroju i kolorze, a tym co nieuchwytne, delikatne, subtelne.
Podsumowując krótko, muszę po stokroć podkreślić, że ogród daje mi ogromną siłę i energię do walki z codziennością; jest odskocznią od wszelkich stresów i pogoni za dobrami doczesnymi nowoczesnego świata, jest lekiem na smutki, dopełnieniem szczęśliwych chwil, nieustającą inspiracją i lekcją ogrodniczej pokory.