Witam miłych gości
Edyto, ta, która lezie po dachu to "Paul`s Himalayan musk" i od razu cię uprzedzam, że trzeba mieć do niej stalowe nerwy. Zielonym rośnie jak wściekła i przez cztery lata głównie krążyłam koło niej "cała zbroczona w krwi, oczy mówiły mi, że nadeszła chwila rozstaniaaa..."Jakoś przetrwałyśmy, ona i ja i na zdjęciu jest jej pierwsze kwitnienie. W każdym razie- z daleka z potworem od przejść i ścieżek!
Wiesiu- piku, na ostatnim zdjęciu jest Mozart. To doskonały wybór dla nie- różanych, bo róża jest w zasadzie zupełnie bezobsługowa. Jedyne, czego wymaga, to kopczykowania jesienią i rozgarnięcia kopca wiosną. Nic jej u mnie nie żre, mszyce się nie imają, obcinanie przekwitłych kwiatów można sobie odpuścić, bo nie szpecą, są zresztą niemożliwie trwałe.
Tu zdjęcie kwiatów z bliska
Ta róża sprawiła, że zakochałam się w piżmówkach
Ma urok dzikuski ale w odróżnieniu od róż botanicznych, kwitnie w zasadzie non-stop. Kwiat jest bardzo trwały, niewrażliwy na pogodę, po przekwitnieniu wiąże drobne owoce, tymczasem na młodszych gałązkach dopiero zaczyna się pokaz. To jest róża wyprowadzona przez Lamberta, dosyć dawno temu, w czasach współczesnych piżmówkami zajmował się Lens i jego "Guirlande d`amour" mój Mozart ma do towarzystwa.
Wiadomo, że w beczce miodu zawsze się łyżka dziegciu znajdzie... Niektórzy twierdzą, że te róże lekko pachną- ja nic nie czuję a węch mam przeciętny. Druga rzecz: jeśli znów nadejdzie zima taka, jak kilka lat temu, moje piżmówki prawdopodobnie wystartują od kopca.Ale cóż, nie one jedne, za to, jeśli przeżyją, pokonają kryzys szybciej niż reszta
Łatko, dobrze dostrzegłaś
To mieszańce longiflorum. Nie byłam pewna, jak zniosą zimowanie i posadziłam je do donic.W sumie, nie był to zły pomysł, bo były blisko i za każdym razem, gdy wyszłam na taras, mogłam się cieszyć ich pięknem i zapachem.
Specjalnie dla Ciebie
Longiflorum White heaven
Longiflorum Pink heaven
i obie razem
przy okazji znalazłam jeszcze Big Brother z kwiatem malwy dla porównania wielkości
Przy okazji, jak tak sobie przeglądam zdjęcia, dochodzę do wniosku, że nie od rzeczy byłoby w sezonie jednak wcześniej wstawać
Zanim wyjdę, to już jest za gorąco na focenie, potem czołgam się w pyle, dopóki meszki nie zaczną żreć...Nie chce mi się wracać do domu i odkrywam, że przecież miałam robić zdjęcia! Tyle, że jest już za mało światła
Trzeba będzie tę Beatę zdyscyplinować, może prowadzenie wątku będzie dla niej bodźcem
Coś tam jednak się znalazło do pokazania i podniesienia zimowego morale.