Żyję, żyję

Właśnie wróciliśmy, odwoziliśmy córę na pociąg, jutro koło trzynastej powinna być w Pradze. Trafiła jej się piękna pogoda, za to dziś od popołudnia burze i zawieruchy, widoki w drodze na stację apokaliptyczne: chmury jak wielkie skłębione w walce smoki, ziejące błyskawicami

Prognozy mówią, że ma tak być przez cały tydzień, mam nadzieję, że to tylko propaganda

Sezon jest, delikatnie mówiąc, wymagający ale mam wrażenie, że trochę się uodporniłam na te huśtawki, chociaż zobaczymy...
Tak się pocieszam, że jak nie będzie róż, to będą grzyby ale co to za pocieszenie

Nowinko, chwal męża, skoro się tym zajmuje, przynajmniej Ty masz z głowy a zjeść świeże zawsze miło

Mnie się udało wmówić mojemu, że jego jest cała uprawa wokół foliaka, czyli papryki, cebula i dynie, w końcu ja mam ogród, nie ?
Eluś, z sałatami zdecydowanie popłynęłam ale były taaakie łaaadneee... Jemy i jemy ale i tak sporo masy zielonej skończy na kompoście. Cóż, to też jest potrzebne

Orliki moje już w gruncie, jakby co, to nasiona powinnam jeszcze mieć, mam nadzieję, ze w koszyku

Ewa, mi też żal zjadać wszystko, dobrze, że przychodzi taki moment, ze brzydnie albo wybija w pędy nasienne

Wiesiu, firanką przykrywałam kiedyś kapusty, myślałam, że się uratują przed bielinkami ale chytrzejsze były

Truskawki ocalały ale po czereśniach tylko wspomnienia zostały... Wczoraj widziałam kosa, który oprawiał na wpółżywego padalca, mówiąc szczerze, nie posądzałam go o takie okrucieństwo.
Muszę przejrzeć zdjęcia, bo narobiłam całą kupę, jeśli nam znów awaryjnie nie wyłączą prądu, może uda mi się dziś wkleić. Czy u Was też robią takie numery, że wyłączają prąd profilaktycznie, gdy coś się dzieje?