Zanim pokażę (pewnie wieczorem) kilka newsów z weekendu na działce postaram się troszkę odnieść do tego co napisałyście.
Gdy się tak głośno zastanawiam, czy dbanie o najbliższe otoczenie, schludność i porządek należy do cech wrodzonych Polaków, to miewam poważne wątpliwości.
Na początku - a było to 30 lat temu - zamieszkałam w domku z ogródkiem, to nie miałam za wiele (pieniędzy), za to pomysłów owszem. Nie wiedziałam nic o zajmowaniu się ogrodem, sięgałam po najprostsze wg mnie rozwiązania. Wykarczowaliśmy stare drzewa owocowe, schorowane i przy samej ulicy, więc kto by te owoce jadł?
Posiało się trawnik, posadziło jakieś iglaki, teściowa zostawiła sobie skalniak, którego też z czasem nie miała siły pielić, więc też później też go przejęliśmy. I "tylko" dbaliśmy o to skromne założenie. Dzieci były małe, miały się gdzie bezpiecznie bawić, ani szkieł, ani śmieci.
Czasem gdy mnie odwiedzały jakieś obce osoby, zdarzało się że pytały, czy ja przyjechałam z zagranicy. To i ja pytałam, skąd takie pytanie... Otóż okazywało się, że był taki pogląd iż my (Polacy) nie mamy takiego specjalnego zamiłowania do porządku i zadbania o ogródek. Wtedy padały przykłady Niemców (bo u nich porządek i obejścia zadbane), Anglików (bo słyną z ogrodów), Holendrów (podobnie jak Niemcy lubią ład) itd. Wtedy jeszcze nie byłam nigdzie zagranicą, ale sporo czytałam i obejrzałam, o pięknych miejscach opowiadali też moi rodzice, którzy bardzo dużo podróżowali po świecie. Na moje podejście do ogrodu wpływała na początku tylko elementarna chęć uporządkowania swojego ogrodu. Z braku wiedzy, czasu, a także środków finansowych były to rzeczy skromne. Jednak zawsze uważałam, że mamy ręce, miotłę, łopatę i grabie - resztę da się zrobić.
Na tyle na ile się dało otoczenie wokół domu było schludne, a rośliny zadbane.
Obecnie jest taka "moda", że jak ktoś buduje (czy kupuje) dom, to bardzo szybko po skończeniu budowy teren się porządkuje i zakłada ogród. Niektórzy to nawet ogród mają zanim skończą dom, a taki przykład mam nawet niedaleko siebie u naszej koleżanki Magdy (magdala).
I to jest tendencja bardzo dobra, przełamująca taki stereotyp z zamierzchłych czasów innego systemu, gdy domy budowano dość wolno, bo trudno było o wszystko, a potem jeszcze latami straszyły wokół zniszczone po wszystkim tereny. Właściwie zdewastowane przyrodniczo, które nawet trudno było rewitalizować, by cokolwiek rosło.
Dzisiaj mamy sporo firm, które zajmują się takimi przedsięwzięciami zawodowo. Jeśli kogoś stać na to, może szybko zobaczyć profesjonalne efekty. Podobnie profesjonalne firmy zakładają tereny zielone wokół nowo powstających osiedli wielorodzinnych. Tam już mieszkając, można wymagać by było ok, jeśli nikt tego co zrobione nie zdewastuje porządek jest utrzymywany.
Nieco gorzej jest z terenami wspólnymi, szczególnie dawniejszej zabudowy. Tam już opieka "osiedlowa" często nie działa tak jak w nowych inwestycjach, a ludzie bardzo często traktują "wspólne" jak "niczyje". Do tego dochodzi też zjawisko starzenia się społeczeństwa, wtedy gdy ludzie nie mają najzwyczajniej sił zajmować się ogrodem. Jaki efekt tych zjawisk jest widzimy. Oczywiście są wyjątki, ale te wyjątki tworzą najczęściej WYJĄTKOWI ludzie! Którzy na skrawku koło bloku, na działeczce, gdziekolwiek potrafią stworzyć rozmaite oazy roślinności i kunsztu ogrodniczego.
Czy przykłady przywożą z daleka, czy z bliska jest mniej istotne.
Jak już się pozastanawialiśmy nad wszystkim, to zadam może jeszcze jedno pytanie. Czy znacie jakiś sposób, by w swojej dzielnicy, otoczeniu, zachęcić ludzi do działania? Do tego żeby też chcieli mieć pięknie wokół siebie? Pięknie ogrodowo znaczy się?