Agnieszko
Może łatwiej Ci będzie ,jeśli założysz sobie ,że ta praca to nie na wieki, że jeszcze trochę wytrzymasz,
a potem szukaj dalej.
Ja na przykład momentami nienawidziłam naszego domu w budowie ,bo to z tego powodu głównie poszłam do pracy
i cztery lata pracowałam właśnie tak jak piszesz- często szłam na 7 ,wychodziłam o 23 .
I ten koszmarny przymus ,że muszę tak robić, bo inaczej całe poukładane życie posypie się-nie starczy
na jakieś zajęcia dla dzieci, rachunki itp.
Ale przyszedł moment takiego dołu ,że żadne pieniądze nawet nie skusiłyby mnie do pozostania w tej firmie,
tak potwornie byłam zmęczona, miałam wrażenie ,że ...nie mam czasu zwyczajnie żyć.
Teraz jestem w troszkę lepszej formie ,bo poszukałam innej pracy ,jest duuużo łatwiej ,nie ma stresu,
poganiania , po pracy nadaję się jeszcze do życia
Jeśli u Ciebie objawy takiego przemęczenia i rezygnacji występują tak szybko po podjęciu pracy ,to
coś jest nie tak
.
Mi długo zeszło ,zanim zdecydowałam się na odejście,ale zauważałam u siebie coś na kształt uzależnienia-
właśnie od takiego sposobu pracy, od stresu . Śmiałyśmy się z koleżankami (choć to nie śmieszne
),że można nas porównać do bitych żon
- powinny odejść ,ale wciąż wierzą ,że coś się zmieni i ...kochają
No i boją się ,że po odejściu będzie gorzej...
Nie wiem czy Ci pomogłam czy pogorszyłam ,może w Twojej pracy taki zamęt zdarza się tylko czasami i
zaraz odetchniesz, u mnie było tak co tydzień ,stale ,bez nadziei na zmianę.
Myślę ,że jakby co ,to znajdziesz pracę ,zwłaszcza w Twoim mieście
Trzymaj się!